Forum GOTHIC WEB SITE Strona Główna GOTHIC WEB SITE
Forum o grach z serii Gothic
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Opowiadanie - Tytuł wymyślcie sami...
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GOTHIC WEB SITE Strona Główna -> Twórczość własna użytkowników
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DexKanon
Wojownik


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 08:56, 23 Lis 2008    Temat postu: Opowiadanie - Tytuł wymyślcie sami...

Oto krótkie intro (ta, wiem że mówi się prolog, ale mi sie intro podoba Razz ) mojego opowiadania, które w zamierzeniach miało być krótkie (mowa o intrze, nie opowiadaniu Razz ) i wprowadzać w ogólny rozrys świata.
Miejsca akcji zaczerpniete są głównie z Gothica, postacie to różne aktualnie żyjące (bądź nie) - również ludzie z tego forum Wink . Być może znajdziecie tu wiele pomysłów ściągniętych z innych gier, filmów itp, ale tak miało być Razz .
Po tym krótkim (khe khe, wybacz boziu, zadławiłem się) wstepie zapraszam do tego, po co tu przyszliście Razz . Miłego czytania Wink .

Intro

- Pozwólcie mi odejść bo ją zabije! – powiedział wściekły.
Yasu, uważany za zaginionego – zniknął kilka lat temu podczas ataku wampirów na jego wioskę. Był płatnym zabójcą, lecz z jego usług korzystali również królewscy paladyni, więc nikt nie próbował go aresztować. Aż do teraz – od czasu jego zniknięcia, po raz pierwszy widziano go w kościele na cmentarzu. Znaleziono również tam zwłoki ludzi. Z tego nie mógł wyjść czysto. Jednak wymknął się straży.
Noc. Jednak w Geldern nikt nie śpi. Na jednej z ulic został właśnie zagoniony w pułapkę Yasu. Został przyparty do muru i otoczony przez pięciu paladynów. Niestety, wziął zakładniczkę – młoda dziewczynę wracającą właśnie z pracy. W oddali pojawiła się już grupka gapiów.
- Powtarzam! – krzyknął, przyciskając kobiecie sztylet do szyi – Pozwólcie mi odejść!
- Spokojnie – powiedział jeden z paladynów – Przecież możemy się dogadać.
- Nie! – mówił coraz bardziej zdenerwowany – Nie mam na to czasu!
Kobieta była coraz bardziej przerażona. Z oczu pociekły jej łzy.
- Posłuchaj – zaczął spokojnie paladyn – Pracowałeś dla nas. Możemy złagodzić ci kare… Coś się stało?
Twarz Yasu wykrzywiła się w przerażeniu. Spoglądał w tłum gapiów. Powoli zaczął się wycofywać.
- On… - zaczął powoli i z przerażeniem – Tancerz Śmierci… Władca Mroku… Przyszedł po mnie…
Po tych słowach chwycił dziewczynę w pasie, zarzucił ją sobie na ramie i pobiegł jak najszybciej potrafił. Ciężar kobiety nie sprawiał mu żadnego wysiłku. Strażnicy pobiegli za nim, lecz był dla nich za szybki. Nieludzko szybki. Paladyni zaprzestali pościgu. W ich stronę z tłumu wybiegła młoda kobieta, wyraźnie zaniepokojona.
- Czy on porwał moja kochaną Kaito? – spytała przerażona – Powiedzcie że to nieprawda!
Przywódca paladynów spojrzał na nią ze smutkiem.
- Niestety – odparł – I prawdopodobnie nie ma już szans by ja uratować. Ale pomścimy ją. Nikt nie będzie z nami zadzierał – ostatnie słowa powiedział tonem dodającym otuchy.
Nagle w tłumie ktoś zaczął się śmiać. Szatański śmiech – pomyślała większość zebranych. Spomiędzy nich wyszedł wysoki mężczyzna w brązowym płaszczu sięgającym ziemi i tego samego koloru kapeluszu. Na oczach miał ciemne okulary. Podszedł do paladyna i kobiety.
- Szanowna pani – zaczął, a jego głos wydawał się pusty i dudniący – Jakie pani imię?
- Emm… - zaczęła nieśmiało – Mart… - odparła po chwili.
- Panno Mart – powiedział, wpatrując się w miejsce ucieczki Yasu – pani kochanka została porwana przez wampira…
- Wampira? Pfff… - przerwał mu paladyn – Wampiry przecież wyginęły dawno temu…
Przerwał, gdyż mężczyzna błyskawicznym ruchem wyciągnął pistolet spod płaszcza i przystawił mu go do czoła. Pozostali paladyni sięgnęli po miecze.
- Niech pan zapamięta, panie…
- Kael – odparł mu przerażony strażnik.
- Panie Kael. Mnie się nie przerywa – mówiąc te słowa schował broń. Paladyni jednak nadal byli przygotowani do ataku.
- Szanowna pani – spojrzał na kobietę, która była nieco wstrząśnięta. Tłum gapiów również – Wampira klasy 0. Są to wampiry stworzone sztucznie, jednak nadal nie wiadomo w jakim celu. Lecz ten jest szczególny – uśmiechną się i poprawił okulary – zwykle są oni tworzeni z ludzi, a ten jest stworzony z prawdziwego wampira. I to wampira klasy A – gdy to powiedział, na jego twarzy pojawił się uśmiech szaleńca.
- A pan to kto, jeśli mogę spytać? – przerwał ponownie paladyn, tym razem trzymając miecz w pogotowiu.
- Ja? – spytał uśmiechnięty – Jam jest Lord Dex Kanon…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DexKanon dnia Nie 08:58, 23 Lis 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karypto
Rycerz


Dołączył: 31 Gru 2007
Posty: 1450
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Strzelin
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 09:53, 23 Lis 2008    Temat postu:

Zapowiada się ciekawie, można wiedzieć kiedy wyjdzie pierwsza część?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thesior
Mistrz miecza
Mistrz miecza


Dołączył: 23 Paź 2007
Posty: 2517
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 42 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Nordmar.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 10:26, 23 Lis 2008    Temat postu:

No fajne ,czyta się fajnie.Ciekawy jestem następnej części...znaczy pierwszej części ;D.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Thesior dnia Nie 10:27, 23 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rączka
Rycerz


Dołączył: 08 Sty 2007
Posty: 1438
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:05, 23 Lis 2008    Temat postu:

Hmmm... zwykle nie lubię połączeń sf z fantasy, ale ale. Tutaj bardzo fajne zastosowanie takiego czegoś, bardzo mnie się spodobało! Smile Czekam na dalsze fragmenty.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DexKanon
Wojownik


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:16, 23 Lis 2008    Temat postu:

Popełniłem jeden błąd. Zamiast pistoletu powinna być strzelba - niby różnicy nie ma, ale jednak bardziej chodziło mi o broń palną z XVII wieku - a więc słowa pistolet odnośnie jej nie można użyć Razz .
Druga sprawa to to, że każdy rozdział opowiada o innej postaci, a całość zmierza ku jednemu finałowi Razz .
Pierwszy rozdział daje szybko, bo był napisany juz wczoraj Razz . Na drugi poczekacie chwilke Wink .

Rozdział I: Mart

Mart szła ścieżka przechodzącą przez Ciemny Las. Bała się. Z reguły ten las napawał strachem. Nawet za dnia było tam niezwykle ciemno. Dzień odróżniał się od nocy tutaj tylko jednym: nocą było tu wiele dzikich bestii. Mart szła nocą. Jednak dodawała sobie otuchy myślą o zemście. Pamiętała dobrze słowa Dexa, cały ich dialog:

- Panie Dex – usłyszał za sobą. Był już przy wyjściu z Geldern – Czy jest jakaś możliwość bym mogła pomścić Kaito?
Dex zatrzymał się. Ona również. Była do tego przerażona tym, że mogła powiedzieć coś nie tak.
- Okolice Gothy – odparł, nie odwracając się – Jest tam wejście do Ciemnego Lasu. Tam znajdziesz pomoc – zrobił krótką przerwę – Ale obiecaj mi jedno.
- Słucham Lordzie – odparła posłusznie.
- Obiecaj, że jak będziesz miała szanse mnie zabić, nie zrobisz tego.
Mart stała w bezruchu, zaszokowana tym co usłyszała.
- Ale… - wydukała z siebie zaszokowana.
- Obiecaj! – powtórzył Dex, odwracając się do niej.
- O… o… obiecuje! – przyrzekła posłusznie Mart.
Dex uśmiechnął się. Powiedział do niej „Bywaj”, po czym odszedł przed siebie. Mart stała przez chwilę przy wyjściu, po czym wróciła do domu się pakować.


Ścieżka robiła się coraz węższa. Konary drzew rosły coraz niżej. Nieba nie było widać już od dawna. Mart musiała się schylić, by iść dalej. Nagle usłyszała wokół siebie wycie wilków. Zatrzymała się i rozejrzała. Była przerażona. Zastanawiała się czy się nie wrócić. Spojrzała w tył. Jednak nie zauważyła drogi, którą tu przyszła – jedynie zarośnięte przejście. Nie miała wyboru. Musiała ruszyć dalej. Lecz postanowiła przeczekać do rana. Usiadła, wyciągnęła z plecaka koc i otuliła się nim. Zapadła w sen.

- Mart – usłyszała – Mart, obudź się.
- Jeszcze tylko chwileczkę, mamo – odpowiedziała – dosłownie 5 minut.
- Nie jestem twoja mamą, Mart.
Mart wstała otworzyła oczy i podniosła się. Znajdowała się w dziwnym miejscu, całym niebieskim. Nigdzie nie było ziemi ani nieba. Żadnej ściany ani nic. Tylko sama przestrzeń.
- Gdzie ja jestem? – spytała wstając i rozglądając się – I kim ty u licha jesteś?
- Nie pytaj kim jestem i gdzie jesteś – odparł głos – na te dwa pytania znasz odpowiedź. Posłucha lepiej co ja mam ci do powiedzenia…
W oddali pojawiło się wielkie źródło. Mart podeszłą do niego. Ujrzała tam kilka obrazów. Obrazów z jej życia. Od dzieciństwa dostawała to, czego chciała. Jej rodzice byli ważnymi ludźmi w Vengardzie. Sprzeciwiali się jej związkowi z Kaito – zawsze pragnęli mieć zięcia. Jednak to nietrwało krótko – banda orków wraz z sandami zabiła rodziców Mart. Od tej pory ta nienawidziła każdego nieczłowieka. Postanowiły się wraz z Kaito przenieść do Geldern – spokojnego miasta dobrze ufortyfikowanego przed najazdami wrogów. Szczególnie ostatnio, gdy nasiliła się nienawiść miedzy rasami. Jednak nigdy nie przypuszczała, że największe zagrożenie nadejdzie z wewnątrz…
- Więc teraz – usłyszała znów głos – dam ci możliwość namysłu… Czy chcesz to wszystko stracić? W imię zemsty?
Mart chciała cos odpowiedzieć, ale nie mogła. Obraz przed jej oczami robił się coraz ciemniejszy. I w końcu zapadł mrok. Obudziła się cała zlana potem. W dalszym ciągu było ciemno. Słychać było sowy. Mart zrozumiała, że nie spała zbyt długo – lecz ten sen dał jej wiele do myślenia. Postanowiła nie czekać, tylko od razu ruszyć w dalszą podróż. Spakowała koc do plecaka, po czym spróbowała wstać. Uderzyła z całą mocą o konar drzewa. Kurcze – pomyślała, po czym na czworaka ruszyła w dalszą drogę. Poruszała się tak przez chwilę, gdy znów usłyszała wycie wilków – tym razem bliżej siebie. Jednak nie przestraszyło jej to. Szła dalej. Chciała pomścić to, co uczyniono Kaito. Za wszelką cenę. Nawet cenę życia. W pewnym momencie coś poruszyło się w krzakach obok niej. Zamarła w bezruchu. Liście szeleściły coraz bardziej. Wtem spomiędzy krzaków wyszedł wilk. Mart przeraziła się, lecz nie drgnęła. Patrzyła na wilka, a on spojrzał na nią. W jego oczach było coś, co kazało jej się przestać bać. Wilk powoli ruszył ścieżką. Mart nie wiedziała dlaczego, ale ruszyła za nim. Wilk przyspieszał kroku, lecz Mart nie pozwalała by zbytnio się oddalił. W końcu ujrzała przed sobą światło – las się kończył, przed nią była polana. Wilk pobiegł szybciej, lecz ona już nie starała się go dogonić. Powoli wyczołgała się na polane. Była ogromna, w kształcie leju. Stało pięć kolumn tworzących wierzchołki pentagramu. Dokładnie w ich środku tliło się niebieskie światło. Mart powoli podeszła do kolumn. Gdy szła, czuła że takiej trawy jeszcze nigdy nie dotykała. Ta była miękka, pachnąca. Drzewa zdawały się tańczyć wokół polany. Wszędzie latały świetliki, co powodowało że polana była jaśniejsza niż wszystko tej nocy. Gdy była już przy kolumnach, światło zapaliło się bardziej.
- Czy tego naprawdę chcesz? – spytał tajemniczy głos – Czy takie jest twoje życzenie?
Mart, przerażona, odwróciła się gwałtownie i potykając się o kamień upadła. Przed nią stał wysoki mężczyzna z siwa brodą sięgającą kostek u nóg i włosami włóczonymi po ziemi. Widać było że żyje na tym świecie już długo. Stanowczo za długo. Na sobie ma pożółkłą pelerynę, która wydaje się nie widzieć wody od bardzo długiego czasu.
- Kim jesteś? – spytała przerażona.
- Nie pytaj mnie kim jestem – odparł podając jej rękę – Spytaj mnie, co mogę ci dać.
Mart chwyciła jego rękę. Ten pociągną ją z taka siłą, że stanęła na równe nogi. Nigdy nie przypuszczałaby że ten staruszek ma taką siłę.
- Przybyłaś tutaj w pewnym celu – odwrócił się w stronę niebieskiego światła – bo pragniesz zemsty. Chcesz pozbyć się pewnego wampira, który zabił twoja ukochaną.
Mart patrzyła na niego ze zdziwieniem. Skąd on mógł wiedzieć o jej celu?
- Lecz wiedz, że gdy zdobędziesz to, po co tu przybyłaś i wykonasz swoje zadanie – przeniósł swój wzrok na niebo, a w jego czarnych oczach zatańczyły gwiazdy – Nie będzie już odwrotu. Na zawsze zostaniesz tym czym się staniesz…
Mart spojrzała smutno za siebie. Las wydawał się tańczyć ze szczęścia. Spojrzała na drogę, którą przyszłą. Przejechała wzrokiem po trawie, po czym utkwiła wzrok w niebieskim świetle. Pomyślała, że to zachowanie polany musi być jakimś znakiem. Na jej twarzy pojawił się wyraz zawzięcia.
- Co się ze mną stanie – spytała pewnie, bez nuty strachu i przerażenia.
Starzec uśmiechnął się.
- Wchodząc w to światło, zostanie poddana mutacji: twe zmysły zostaną wyostrzone, staniesz się silniejsza i zwinniejsza. Pomaga to w walce z wampirami.
Mart spojrzała na światło i zawahała się.
- Mutacji? – spytała – Możesz mi coś o tym więcej powiedzieć?
- Mutant to ulepszony człowiek – powiedział starzec – Mutant to osobna rasa, której członków możemy tworzyć z ludzi. Gdy narodzi się mutant, jest od małego szkolony na Łowce Wampirów. Ty jednak jesteś tą, która ewoluuje z człowieka. Lecz zanim wejdziesz, pamiętaj: stając się mutantem, automatycznie zostajesz Łowcą Wampirów. Celem twego życia jest zabicie każdego napotkanego wampira. Nieważne czy uratował ci kiedyś życie czy może jest twym kochankiem. Będąc Mutantem musisz pamiętać, że nie możesz ujawniać ludziom swych zdolności. Przestaniesz się również starzeć. Zginąć będziesz mogła tylko od śmiertelnej rany – starzec spojrzał na nią pytająco – jaki jest twój wybór? Czy chcesz zapłacić swym człowieczeństwem za możliwość dokonania zemsty?
Mart stała przez chwile niepewnie, po czym ruszyła w stronę niebieskiego światła gdy stanęła w środku niego, poczuła lekkie łaskotanie.
- Nic się nie dzieje – powiedziała odwracając się.
Wtedy zauważyła że starzec celuje mieczem w jej serce. Nie zdążyła zareagować. Z rany wypłynęła krew. Starzec przekręcił miecz wokół własnej osi, tworząc dużą dziurę. Mart upadła na ziemie. Pod jej ciałem tworzyła się coraz większa kałuża krwi. Starzec włożył rękę do kieszeni, po czym wyciągnął i posypał ranę Mart jakimiś ziołami. Ostatnimi siłami życia zmusiła się by otworzyć oczy. Ujrzała jak niebieskie światło zbliża się do jej piersi, po czym w niej znika. Mart poczuła znów siłę życia. Jej rana zasklepiła się. Wstała powoli patrząc na uśmiechniętego starca.
- Witaj łowco Wampirów – powiedział szyderczo.
Mart rozejrzała się wokół. Trawa zrobiła się wyschnięta, wszystkie świetliki zgasły i spadły na ziemie. Z drzew opadły liście tworząc najbardziej ponury las, jaki w życiu widziała.
- Od dziś nazywaj mnie swym mistrzem – powiedział do niej z wyższością – Bo to ja dałem ci nowe życie. Pozwoliłem skosztować lepszego ciała…
- Kim ty jesteś – spytała, spoglądając mu prosto w oczy.
- Jestem Wężyk Szary – odparł spokojnie – najstarszy z Mutantów – odwrócił się i zagwizdał.
Na jego komendę przybył wilk, który przyprowadził tutaj Mart.
- Jak każdy z Mutantów, który staje się Łowcą Wampirów, masz prawo wybrać stworzenie, które chcesz mieć na rozkazy – uklęknął i pogłaskał wilka – Więc powiedz, co ty byś chciała dostać?
Mart zamyśliła się. Nie wiedziała co może być dla niej najlepsze. Potrzebowała szybkiego środka transportu, a jednocześnie dobrego kompana w walce…
- Czy kłopotem byłoby gdybym poprosiła o pegaza? – spytała nieśmiało, a Wężyk się uśmiechnął.
Włożył rękę do kieszeni i wyciągnął z niej trochę popiołu. Rozłożył go na dłoni i rozdmuchał po polanie. Po chwili popiół zaczął wirować, tworząc sylwetkę pegaza. Gdy znów opadł, przed nimi stał wielki, biały pegaz ze złożonymi skrzydłami. Mart patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- A oto twoja broń – powiedział, dając jej do reki zakrzywiony miecz – poświęcony jest dobra bronią przeciwko wampirom.
Chwyciła miecz i przyjrzała się mu. Nigdy nie widziała takiej broni. Miał około dwóch metrów długości, a ona ledwo czuła jego ciężar. Spojrzała na Wężyka z zamiarem podziękowania mu, lecz jego już nie było. Pozostał po nim tylko mały medalion w kształcie głowy pegaza. Bez namysłu ubrała go i skierowała się w stronę pegaza. Ten stał spokojnie, cały czas na nią patrząc.
- Chyba nie będziesz zły, jak na tobie usiądę? – spytała z zakłopotaniem.
Czy ja ogłupiała, że gadam do zwierzęcia? – pomyślała. Jednak pegaz zrozumiał. Posłusznie uklęknął i dał się dosiąść. Mart wspięła się na jego grzbiet, po czym chwyciła się grzywy.
- No to lećmy! – powiedziała szczęśliwa.
Pegaz stanął na nogach, po czym rozłożył skrzydła i potężnym ich ruchem wzbił się w powietrze. Mart była szczęśliwa. Pierwszy raz czuła się wolna. Lecz od razu przypomniała sobie o celu swej misji – pomszczeniu Kaito.
- Do Geldern! – powiedziała, a pegaz lekko zmienił kierunek i poszybował przed siebie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DexKanon dnia Śro 21:27, 26 Lis 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karypto
Rycerz


Dołączył: 31 Gru 2007
Posty: 1450
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Strzelin
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:51, 23 Lis 2008    Temat postu:

Podoba mi się że akcja rozwija się tak szybko.Czekam na kolejne chaptery.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gothard
Generał armii
Generał armii


Dołączył: 11 Lip 2008
Posty: 3630
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 34 razy
Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: wiem, że to czytasz?
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:27, 23 Lis 2008    Temat postu:

Ja też czekam na kolejną częsć!!!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inuyasha
Wojownik


Dołączył: 26 Lis 2007
Posty: 989
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza gór Sinych
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:46, 23 Lis 2008    Temat postu:

Świetne Very Happy ocena 9,(9)/10

Intro "troche" przypominało Hellsing'a Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DexKanon
Wojownik


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:37, 23 Lis 2008    Temat postu:

Inuyasha napisał:
Intro "troche" przypominało Hellsing'a Razz

Bo intro jest Hellsingowe. A skoro już to wiesz, możesz się domyślać kim sa niektóre postacie. Więc prosze byś w tej kwestii milczał, by nie psuć mi fabuły Razz .
Najpóźniej we wtorek pojawi się nowy rozdział Wink .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DexKanon
Wojownik


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:22, 25 Lis 2008    Temat postu:

Sry za posta pod postem, ale mam kolejny rozdział Wink . O wyłapywanie błędów bym prosił bardzo Razz .

Rozdział II: Dalman

Dalman siedział spokojnie w oczekiwaniu na walkę. Wiedział, że niedługo zaatakują. Odkąd rozniosła się plotka o grobowcu magów który znaleźli, orkowie cały czas próbują go przejąć. Jednak nikt nie wie jaki mają w tym cel. Dalman wyjrzał zza okopu otaczającego wejście do kopalni. Nikt się nie przedrze – pomyślał – nie przez ziemie na których rezydują krasnoludy. Stał przez chwilę wpatrzony w oddalone o kilkadziesiąt metrów drzewo. Drzewo samotne, usychające. Dumał nad tym przez chwilę, po czym odwrócił się i ruszył w stronę kopalni. Mimo ciemnej nocy, widać było dokładnie wspaniałe, zdobione złotem wejście do niej. Od razu można było poznać, że jest to robota najznamienitszych krasnoludów z Nordmaru. Ta… - pomyślał – Istnieje wspaniała więź między krasnoludami z Nordmaru a tymi stąd, z Faring. We wnętrzu było ponuro: jedyne światło biło od pochodni zawieszonych na ścianach. Zraz za wejściem zaczynały się schody biegnące wzwyż. Jednak z samego dołu niemożliwe było zobaczyć ich szczyt. Tak… Faring miało ogromną górę, u szczytu której zbudowany był zamek. Krasnoludy wykorzystały to, budując u jej podnóży kopalnie. Jednak nawet oni nie spodziewali się, że będzie to najbardziej dochodowa ze wszystkich, jakie istnieją w Temerii. Dalman przechodząc przez wejście skręcił w prawo, gdzie znajdował się skład broni. Gdy wszedł do pomieszczenia, zauważył, że większość broni została już zabrana przez wojowników. Szedł przez chwile do końca pomieszczenia, po czym zatrzymał się. Przed nim na stojaku wisiały jego dwa topory. Gdy zdjął je, uśmiechnął się. Był z nimi od zawsze. Nie raz uratowały mu skórę. A teraz… orkowie są bardzo zdesperowani. Chcą wejść do grobowca magów, użyją wszystkich możliwych środków. Być może to będzie ostatnia bitwa, w jakiej weźmie udział. Tylko czy zostanie zapamiętany… czy może pamięć o nim zginie tak jak o innych wielkich wojownikach na przestrzeni wieków? Ale nie czas na rozmyślanie nad tym. Zarzucił topory na plecy i ruszył do wyjścia. Wrócił do okopu. Na straży siedziało kilku wojowników. Orkowie nie mieli innego wyjścia, jak przyjść od prawej strony wrót.
- Nic interesującego? – spytał strażnika.
Strażnik patrzył chwilę przed siebie, po czym usiadł.
- Nic – odparł znużony – Coś mi się widzi, że raczej nie zaatakują tej nocy.
- Nocy? – spytał zaskoczony Dalman – Przecież już prawie świta.
Strażnik uśmiechnął się i spojrzał przed siebie. Momentalnie wstał, a na jego twarzy zagościło przerażenie.
- Alarm, alarm! – krzyknął – Ktoś nadchodzi!
Większość krasnoludów chwyciła broń, jednak Dalman wpatrywał się w postać. Był to człowiek o czarnych, krótkich włosach. Nie miał nawet śladu zarostu. Krasnolud uśmiechnął się.
- Schowajcie broń, przyjaciele – powiedział, ruszając w stronę człowieka – Toż to mój przyjaciel!
Dalman wyszedł przed okop i zatrzymał się. Człowiek zbliżał się, a jago postać stawała się wyraźniejsza. Człowiek był niski i młody. Nie miał więcej jak 16 lat. Gdy podszedł do Dalmana, uścisnęli sobie ręce.
- Dalman, przyjacielu… - powiedział uradowany młodzieniec.
- Rączka, wiedziałem że przybędziesz, ale nie myślałem że tak szybko – odparł, po czym odwrócił się i zaczął iść w stronę wrót – Chodź za mną, opowiem ci wszystko.
Gdy byli już przy bramie, Dalman zwrócił się do jednego ze strażników:
- Gdy przybędą orkowie, przeprowadź walkę tak jak planowaliśmy – po tych słowach wszedł do środka.
Rączka poszedł za nim. Dalman wchodząc na schody, zabrał ze sobą jedną z pochodni ściennych.
- Mamy poważny problem przyjacielu – powiedział do Rączki idącego za nim – Wiem że o niektórych sprawach wspominał ci mój posłaniec, ale pozwól że zacznę od początku. Otóż, kilka tygodni temu odkopaliśmy jakiś grobowiec magów. Gdy ta wieść wyszła na jaw, orkowie zaczęli coraz częściej napadać na kopalnie. Dlatego cię tu zaprosiłem. Byś dowiedział się czego orkowie tak pragną.
- A czy odkopaliście wszystkie groby, tak jak poleciłem twemu posłańcowi? – spytał Rączka dysząc z wysiłku. Przeszli już ponad 100 schodów, a końca nie było widać. Do tego robiły się coraz bardziej strome..
- Oczywiście – potwierdził – Lecz nie otwieraliśmy trumien… Wiesz… zabawa trupami i takie tam. To nie nasza działka.
- Rozumiem – powiedział z trudem łapiąc oddech.
Gdzieś w połowie schodów w ścianach zaczęły ukazywać się małe tunele. Jednak Dalman nie zatrzymywał się przy zatrzymywał się przy żadnym z nich. Dopiero gdy dotarli do większego od innych tunelu, Krasnolud odwrócił się do Rączki.
- Zechcesz iść przodem czy mam pełnić honory? – zapytał z uśmiechem, wskazując tunel ręką.
- Em… - zawahał się patrząc w ciemną jaskinię – Może jednak ty pójdziesz przodem? Niezbyt lubię ciemności.
Dalman nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się i ruszył przodem. Tunel był zbyt duży jak na robotę krasnoludów. U sufitu wisiały ogromne pajęczyny, jakby tkane przez przerośnięte pająki.
- Arachny – powiedział Rączka. Dalman odwrócił głowę w jego stronę – Zmutowane pająki. Niezwykle wielkie. Tylko one tkają taka pajęczynę. I zawsze zjawiają się tam, gdzie jest jakieś duże skupisko magii.
Dalman zatrzymał się i odwrócił w stronę Rączki. Jego słowa naprawdę go przeraziły. Nie wiedział tylko czy Rączka widział to przerażenie na jego twarzy. Wszak pochodnia nie dawała tak wielkiego światła.
- Nie martw się przyjacielu – dodał radośnie – Arachny zostały wybite przez magów około dwóch tysięcy lat temu. Szansa, że je tu spotkamy, jest taka jak szansa wygrany w Kościolotka.
- Więc mnie paniczu więcej nie strasz – powiedział Dalman z ulgą – A teraz ruszajmy, bo jesteśmy już prawie w grobowcu.
Dalman ruszył przed siebie, by po chwili znów się zatrzymać. Tym razem jednak zeskoczył w dół. Rączka uczynił to samo. Blade światło pochodni rozeszło się w dalsze kąty, jednak mało było widać.
- Zapal coś żebym mógł lepiej widzieć – powiedział rączka idą ostrożnie przed siebie.
- A niby co? – spytał krasnolud idąc za Rączką – Skąd mam wziąć tu inne światło?
Rączka zatrzymał się, ukląkł i dotknął ziemi. Jeździł dłonią przez chwile, po czym sięgną do swojej torby i wyjął brązową rękawiczkę z wyszytym czerwonym pentagramem i starożytnymi runami wokół niego. Gdy ją ubrał, wyszyty wzór zaczął lekko świecić.
- To niby jak pracowaliście tutaj skoro nie możesz teraz zapalić światła? - spytał zaciekawiony Rączka.
- Jak to jak? Po prostu – odparł poirytowany – Nad jednym grobem stało czterech krasnoludów z pochodniami i dwóch pracowało łopatami.
- Pozwól że tego nie skomentuje – Rączka ledwo zdusił śmiech – To miejsce jest przesiąknięte magią – powiedział zmieniając temat – Widziałem już wiele grobowców magów, a w każdym można było…
Przerwał, sięgnął do torby i wyjął troszkę niebieskiego proszku. Ułożył go na dłoni i zacisnął pięść. Pentagram na rękawiczce zapalił się oślepiającą czerwienią. Rączka uniósł rękę w górę, po czym otworzył dłoń. Na ścianach grobowca zapaliło się światło. Dalamn rozejrzał się. Światło biło od małych, metalicznych kul nabitych na pale i umocowanych u sklepienia. Skubaniec – pomyślał krasnolud patrząc na zadowolonego Rączkę.
Grobowiec był małą ruiną: zapewne gdyby nie magia, już dawno by się zawalił. Wszystkie groby zostały rozkopane a trumny wyciągnięte z ziemi i ustawione jedna koło drugiej. Jednak gdy było tu ciemno, żaden z krasnoludów nie pomyślał by sprawdzić ściany. Przy ścianach na półkach leżało dwa razy tyle trumien które odkopali.
- No to żeście się napracowali – powiedział Rączka z uśmiechem patrząc na trumny pod ścianami – Ale zajmijmy się na razie tymi odkopanymi.
Dalman obserwował jak Rączka podchodzi do trumien i wyciąga przed siebie rękę. Trzymał ją przez chwilę nad jedną trumną, ale nie zauważywszy efektu podszedł do następnej. Przy tej również nic. I przy następnej. I kolejnej. Dopiero pod koniec, nad jednej z ostatnich trumien, na której Dalman odczytał napis „Pochowano mnie bym żył w spokoju”, pentagram na rękawiczce Rączki zaświecił się, a on się uśmiechnął.
- Mamy go – powiedział do Dalmana.
Krasnolud spojrzał na Rączkę, a ten skinął mu głową. Dalman ściągnął z pleców topór i uderzył w trumnę tak, by wieko odpadło. W środku leżały zwłoki mężczyzny. Jednak nie były one naznaczone zębem czasu. Jedyną oznaka nienormalności było to, że skóra miała ciemny kolor i byłą strasznie wysuszona. Włosy miał strasznie przetłuszczone i długie po ramiona.
Dalman pochylił się nad zwłokami, a te momentalnie otworzyły oczy. To cholerstwo dycha! – pomyślał przerażony Dalman, odskakują od trumny. Mężczyzna wstał i spojrzał na swoich wyzwolicieli.
- Gdzie ja jestem – spytał niemrawo – Kim wy jesteście? Czego chcecie?
- Dobre pytanie panie – odparł Dalman – Ale nie na miejscu. To my chcemy poznać kilka odpowiedzi.
- Kim jesteś? Czego orkowie od ciebie chcą? I od kiedy jesteś tu pochowany? – spytał Rączka nie zwracając uwagi na zdezorientowanie rozmówcy.
- Ja… - odparł, patrząc na nich z przerażeniem – Ja nie wiem.
Dalman zdenerwował się. Spojrzał na Rączkę, który jednak zdawał się wierzyć nieumarłemu.
- Czytałem kiedyś o tobie – powiedział Rączka, drapiąc się w podbródek – Ale jedyne informacje na twój temat jakie są znane, to przepowiednia o wielkiej zmianie.
- O czym ty mówisz? – spytał Dalman przenosząc swój wzrok na nieznajomego – Czyżby to truchło miało jakieś znaczenie?
Rączka nie zdążył odpowiedzieć, bo do komnaty wbiegł jeden z krasnoludów. Gdy tylko ujrzał Dalmana, padł na kolana.
- Panie… - wydyszał – Orkowie zaatakowali…
- Kurcza nasza chędożona mać! – krzyknął Dalman ściągając drugi topór.
- Każdy grobowiec magów ma drugie wyjście – poinformował Rączka – My nim wyjdziemy i ześlemy wam pomoc z Faring. Wy zajmujcie się obroną.
Dalman zatrzymał się. Gorączkowo myślał.
- Nie. Niech po prostu przygotują się do obrony Faring – uśmiechnął się do Rączki – bywaj przyjacielu.
Nie czekał aż Rączka mu odpowie. Wybiegł za krasnoludem na schody. Już stąd zobaczył walczących. Czyli wdarli się do środka – pomyślał – mam nadzieje że Rączka, jak to ma w zwyczaju, przewidział to i zostawił wyjście oznakowane. Wróg nie miał już czego tu szukać, jednak o tym nie wiedział. Wymuszało to na Dalmanie zmianę taktyki walki – musiał tylko wycofywać się w głąb jaskini. Nie czas mu było jednak rozważać nad tym, bo jedna ze strzał wystrzelonych przez kuszników orkowych świsnęła mu tuż koło ucha.
- Kamraci! – wrzasną, ile sił w płucach – Bracia! – mimo że nadal walczyli, Dalman wiedział, że go słuchają – Oto dziś pokażemy orkom, kto jest silniejszy! Do ataku!
Krzycząc ostatnie słowa zbiegł w dół po schodach, rzucając się na pierwszego lepszego orka. Sparował cios jego tarczy, by uderzyć prosto w czaszkę drugim toporem. Krew trysnęła wprost na niego. Nigdy nie lubił krwi. Przelewać krew… zawsze wolał pokojowe rozwiązania. Lecz gdy nie miał wyboru… Krył wtedy litość i słabości – lecz nie potrafił zahamować obrzydzenia do krwi… Nie patrzył jednak na to, gdyż kolejny ork wziął zamach na niego. Nie przetrwałby, gdyby nie jeden z krasnoludów, który sparował cios. Dalman wykorzystał ogłupienie przeciwnika, zadając mu celny cios w klatkę piersiową. Gdy wyjął z ciała swój topór, spojrzał na wejście. Orków cały czas przybywało, a liczba krasnoludów malała. Wokół Dalmana pełno było krwi, a co chwilę lały się kolejne jej litry.
- Wycofać się, wycofać! – krzyknął ze wszystkich sił – Do grobowca magów!
Krasnoludy powoli zaczęły się wycofywać. Zostało kilku którzy dawali tamtym czas na ucieczkę. Wśród nich był Dalman. Napór orków był coraz silniejszy. Cofał się razem z całą linią obrony. Jednak w pewnym momencie potknął się o ciało jednego ze swych braci. Upadając zmiażdżył mu czaszkę, z której wypłyną mózg wśród kałuży krwi. Dalman jednak nie zwracał na to uwagi. Spróbował się podnieść, jednak zobaczył tylko napierającego na niego orka, biorącego zamach swoim dwuręczniakiem...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DexKanon dnia Pon 16:23, 01 Gru 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cro
Generał armii
Generał armii


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 3371
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:57, 26 Lis 2008    Temat postu:

Aha, czyli podtrzymujesz się trochę Helsingiem. Widziałem film Smile .

A opowiadanie długie, i bardzo dobrze można wczuć się w klimat...
A najbardziej podobają mi się dialogi. 9\10 .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DexKanon
Wojownik


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:10, 29 Lis 2008    Temat postu:

Cronos napisał:
Aha, czyli podtrzymujesz się trochę Helsingiem. Widziałem film Smile .

Nie chodzi o Helsinga, tylko o Hellsinga Razz . Nie film, tylko anime Wink .
Naturalnie prosze o wyłapywanie błędów Razz .

Rozdział III: Maksym

Maksym siedział zdenerwowany w swym namiocie. Dostał misję od najwyższych by sprowadzić tu ciało tego nieboszczyka, lecz jego plany zostały pokrzyżowane przez wojska z Faring. Jednak do tej pory nawet nie wiedział po co ma zdobyć te zwłoki. Na co szamanom trup? Jednak rozważania nad tym musiał zostawić na później – wszak nie mógł się pokazać w domu bez ciała. Maksym wstał i wyszedł na dwór. Jego oczom ukazały się zastępy orków budujące ogromna palisadę. Orkowie zawsze byli atakowani przez inne rasy. Jedynie z wampirami dało się żyć w spokoju. Lecz te zostały wybite dawno temu przez oddział jakichś ludzi. Teraz orkowie nie mają już przyjaciół. Pozostaje im tylko walka i koniec końców śmierć…
Maksym nie zastanawiał się nad tym dłużej, bo ujrzał że zbliża się do niego jeden z szamanów. Gdy był coraz bliżej, rozpoznał w nim Mata – najważniejszego z orkowych szamanów.
- Bądź pozdrowiony – rzekł szaman zatrzymując się przy Maksymie.
- Witaj – odparł mu – Co cię do mnie sprowadza?
- Wiemy o porażce twych wojsk w kopalni Faring – powiedział, a Maksym poczuł że zaraz zostanie ukarany – Powinieneś zostać za to surowo ukarany, lecz jednak wszystko poszło lepiej niż się tego spodziewaliśmy.
- To znaczy? – spytał – Czy mogę poznać szczegóły?
- Posłuchaj Maksymie… - powiedział Mat, idąc przed siebie w głąb obozu – Nadchodzą ciężkie czasy…
- W to nie wątpię - odparł ruszając za nim – jednak jaki cel był w zdobyciu tego ciała?
Szli przez chwilę w milczeniu. Utrzymywali stałe, wolne tempo marszu. W końcu szaman zatrzymał się.
- Nadchodzi nasz kres – powiedział, kładąc dłonie na barkach Maksyma – Kres nieludzi. Posłuchaj… Ludzie stworzyli tajną organizacje nazistów kilkaset lat temu. Jednak dzięki armiom wampirów, orków i nieumartych udało się ich pokonać… Lecz nie do końca. Najważniejsi oficerowie zdołali uciec, tworząc projekt Millenium. Nie zwracaliśmy na nich uwagi, aż w końcu o nich zapomnieliśmy – Mat zrobił krótką pauzę – Popełniliśmy błąd… Organizacja ta miała na celu zniszczenie wszystkich ras, by człowiek mógł zostać panem świata. Prawie im się to udało, jednak dzięki Radzie Wampirów pokonaliśmy ich. Aktualnie poszukują ciała tego człowieka, które miałeś za zadania znaleźć.
- Dlaczego te zwłoki są takie ważne? – spytał zaskoczony Maksym – Po kiego kazaliście mi ich szukać?
Mat odwrócił się w stronę wschodzącego słońca, założył ręce w tył i westchnął.
- Dawno temu żył pewien mag… Jednak nikt nie pamięta jego imienia. Wiadomo tylko że był nieśmiertelny. Mówi się, że gdy stracił swych przyjaciół, kazał zakopać się żywcem w grobowcu magów pod górą Faring. Tylko tyle wiem. Ani nie domyślamy się po co im on, ani nie znamy ich planów…
Maksym patrzył się przez chwilę na stojącego nieruchomo Mata. Jak zawsze był poważny, a jego brązowa skóra lśniła wśród promieni budzącego się słońca. Zastanawiające było to, jakim cudem może patrzeć prosto w oślepiające słońce. Jednak Maksym nie myślał nad tym zbyt długo. Sam również spojrzał w słońce, które go natychmiastowo oślepiło. Jednak nie chciał pokazać że jest słaby. Zmrużył oczy, udając że słońce go nie razi. Mat uśmiechnął się.
- Nie wychodzi ci ta sztuka przyjacielu – powiedział po chwili z uśmiechem.
Maksym zaprzestał prób i odpowiedział życzliwym uśmiechem.
- Więc jakie jest moje zadanie? I czemu mam nie szukać ciała?
- Trup okazał się nad wyraz ruchomy – odparł z uśmiechem - Wiadomo że uciekł. I tutaj zaczyna się twoje zadanie. Musimy odnowić dawne sojusze, jeśli mamy pozostać żywi w tym świecie.
- Szamanie – spytał Maksym, jakby czegoś nie rozumiał – Co tu się święci?
- Najprawdopodobniej wojna… - stwierdził smutno, spuszczając wzrok – I to nie byle jaka wojna… musimy za wszelką cenę zdobyć jak największą ilość sojuszników…
- Czy ta wojna jest pewna? – dopytywał dalej – Czy nie można jej jakoś powstrzymać?
- Powstrzymanie nadciągającej wojny nie leży w naszym zasięgu przyjacielu – odwrócił się w stronę Maksyma – Tylko bogowie wiedzą co się szykuje…
- Kiedy mam wyruszyć? I co przekazać władcy nieumarłych?
- Wyruszamy za chwilę – uśmiechnął się dobrodusznie - Właściwie czekam już tylko na ciebie i kilku twych żołnierzy.
- Idziesz z nami? – spytał uśmiechając się radośnie – Lepszego kamrata nie mogłem mieć.
- Będę czekał na was tuż przy wyjściu z obozu. Zbierz ludzi i wyruszamy.
Mat odszedł w stronę wyjścia z obozu. Maksym zwołał do siebie pięciu najlepszych wojowników i wydał im rozkaz spakowania się. Sam również wszedł do swej chaty by się przygotować. Wchodząc do domu rozejrzał się zastanawiając się co będzie mu potrzebne. Im więcej, tym lepiej – pomyślał, ruszając w stronę swojego małego magazynu. Zdjął z haczyka kuszę i założył ją sobie na plecy. Trzy zwoje po dwieście bełtów włożył do swojej torby, a ciężki, dwuręczny miecz z ostrej strony zakończony zębami przypiął do haczyka po lewej stronie pasa. Do skórzanych butów włożył sobie małe sztylety, a na lewą rękę ubrał rękawice do której przypięte były dwa długie ostrza. Tak przygotowany wyszedł po bramę, gdzie czekało pięciu jego wojowników i Mat.
- Możemy wyruszać – powiedział Maksym.
Mat skinął głową i ruszyli. Obóz znajdował się tuż obok mostu prowadzącego do Faring. Musieli jednak minąć go idąc prosto, bo miejsce do którego zmierzali znajdowało się za zachodnim pasmem górskim kontynentu. Niezbadane krainy… tak nazywali je ludzie. Lecz Maksym wiedział, że tą nazwę wymyślili ludzie ze strachu przez tymi ziemiami. Tak naprawdę znajdowało się tam królestwo Necropolis. Tam rezydował władca nieumarłcyh. Tam oni zmierzali. Przez dłuższą chwilę szli drogą, by następnie skręcić w wielki las. Było to pomysłem Maksyma, gdyż jako wprawiony wojownik wiedział że ludzie boją się lasu. Jednak nie wiedział dlaczego. Plan przewidywał że będą poruszać się lasem aż do samych gór. W czasie podróży Mat opowiedział Maksymowi o wielu rzeczach, o których mało kto pamiętał. Wszystko zaczęło się od Wielkiej Wojny pięć lat temu… Wtedy to po raz ostatni rasy walczyły ramię w ramię przeciwko demonom z samych czeluści piekieł. I wtedy też naziści ujawnili się po raz pierwszy jako Millenium. Ludzie zabijający nie tylko demony, ale też nieludzi. Dano by sobie z nimi radę, gdyby pomagały wampiry… jednak one od dawna nie żyją. Co gorsza, prawdopodobnie przywódcą paladynów jest właśnie jeden z nazistów. Maksym nie wytrzymał i spytał jakie szanse mają w starciu z nimi gdyby zdobyli tego trupa. Na cokolwiek by im on był. Mat odparł mu, że szanse mieliby taką samą jak na trafienie szóstki w Kościolotka, gdyby ten miał ponad dwa tysiące kości. Sytuacja byłaby zmieniona, gdyby pomagały wampiry, jednak tych nie ma. Maksym był bardzo zainteresowany powracaniem co chwilę w ich rozmowie do wampirów. Poprosił Mata by opowiedział mu o nich więcej. I tak sie stało. Opowiedział mu o radzie wampirów, która została zniszczona około dwudziestu lat temu. Tak samo jak i cała rasa. Wybił je pewien człowiek, którego rodzina zginęła podczas najazdu orków i wampirów na jego rodzinne miasto. Był jedynym który przetrwał. Od tamtego czasu wybijał wampiry aż do ostatniego. Dziś nie wiadomo co się z nim dzieje. Podobno spotkał przeciwnika potężniejszego od siebie i poległ w walce. Niekiedy można też spotkać pojedynczego wampira, ale bez rady nie są one niczym więcej niż zwykłymi zwierzętami. Chodzą też plotki o niejakim Nosferatu. Podobno ma w sobie krew wampira, ale nie wiadomo czym jest. Pierwsze plotki pojawiły się o nim jakieś tysiąc lat temu. Jednak do tej pory nikt go nie spotkał. Maksym miał jeszcze kilka innych pytań których jednak nie zdążył zadać bo jednego z jego wojowników trafiła strzała. Wyleciała spomiędzy drzew przed nimi i trafiła żołnierza w bark. Nie patyczkując się z nią, złamał ją i chwycił za broń. Pozostali również. Miecze, topory i tarcze. Standardowe wyposażenie orków. Tylko nie Maksyma. Nigdy nie lubił tarcz. Nie lubił się bronić. Wiedział że przez to wcześniej zginie niż później, ale kiedyś i tak musiał. Dwóch wojowników zasłoniło szamana który przygotował się do rzucania czaru leczenia. Pierwszym jego pacjentem był wojownik który dostał strzałą. Pozostały w ranie kawałek pocisku wysunął się sam, a rana zasklepiła się.
- Wy dwaj – powiedział Maksym do dwóch wojowników – Idźcie przodem. Ja pójdę za wami. Dwaj kolejni niech osłaniają szamana. Ty pilnuj tyłów – mówiąc to spojrzał na ostatniego z orków – A teraz ruszamy.
Szli przez chwilę, aż usłyszeli odgłosy walki. Zwolnili trochę i wysłali jednego z wojowników na zwiad. Gdy przybiegł z powrotem, okazało się że pięcioro ludzi zaatakowali dwóch nieumarłych kupców podróżujących pomiędzy krainami. Pragnąc sojuszu nie mieli wyboru, jak stanąć do walki. Maksym wybiegł przed szereg i rzucił się na pierwszego z ludzi, krzycząc „chronić szamana”. Przebił człowieka ostrzami przy rękawicy. Spojrzał na niego z szaleńczym uśmiechem i pociągnął ostrza w górę. Rozczłonkował człowieka na części. Widok krwi napawał go radością. Jednak z pomiędzy drzew wyłoniło się dziesięciu nowych ludzi. Pozostali orkowie rzucili się do walki. Na Maksyma rzuciło się trzech wrogów, lecz ork wziął zamach i ciął trójkę ludzi w pasie. Widział jak dwójka atakuje kupców. Pośpieszył im z pomocą. W stronę Maksyma biegł przeciwnik, tnąc mieczem na wysokości głowy. Ork zrobił unik i przejechał człowiekowi po nodze mieczem. Upadł, a odcięta kończyna upadła obok niego. Maksym stanął nad nim, wbił mu miecz w plecy i przekręcił wokół własnej osi. Mężczyzna wydał z siebie zduszony krzyk. Ork wyciągnął miecz dumny z tego co zrobił. Lecz jego duma nie trwała długo. Dostał bełtem prosto w plecy. Odwrócił się i ujrzał mężczyznę celującego w niego, a po drugiej stronie atakowanych kupców. Za nim walczyli jego kamraci, osłaniając szamana. Musze uratować kupców – pomyślał – Muszę uratować… Przebita wątroba… Ratunek nieludziom…
Ruszył w stronę atakowanych kupców. Dostał bełtem w ścięgno – lewa ręka obezwładniona. Jednak szedł dalej. Był coraz bliżej. Widział jak kupcy ledwo radzą sobie. Mimo że byli to zombie, łatwo było je zabić.
Tak… Maksyma zawsze zastanawiało to, jak może sobie egzystować taki niebiesko skóry zombie pozbawiony różnych części ciała, albo taki szkielet… Jak sama nazwa wskazuje, to tylko szkielet – nawet mózgu nie ma. A jednak myśli. Jednak Maksym nie miał czasu zastanawiać się nad tym – właśnie kolejny bełt trafił go prosto w płuco. Zatrzymał się. Próbował łapać oddech. Nie szło mu z tym lekko. Spojrzał na Mata w nadziei szybkiego leczenia – jednak tamten zajęty był walką. Po chwili bezruchu podbiegł do pierwszego z ludzi atakujących nieumarłych i skręcił mu kark. Zwłoki upadły bezwładnie na ziemię. Z drugim nie poszło mu już tak łatwo. Był przygotowany. Wbił Maksymowi nóż pod żebro. Ork upadł na kolana. Poczuł wielki ból. Spojrzał w górę, jak człowiek unosi sztylet by zadać mu cios kończący. Lecz było mu wszystko jedno – i tak umrze. Czuje zbliżające się ręce śmierci… Zamknął oczy i czekał. Nic jednak się nie stało. Lecz nie miał zamiaru dłużej zwlekać. Nie chciał nawet otwierać oczu. Widział ją. Śmierć wyciągnęła ku niemu dłonie. Była piękna, biała. Rozświetlała czerń w której się znajdowali. Chwycił ją za dłoń i odszedł razem z nią. Słyszał gdzieś za sobą krzyki „obudź się”, „wstawaj”, „ratujcie go, ratujcie”, ale one go już nie obchodziły. Tutaj było mu dobrze…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DexKanon dnia Pon 16:24, 01 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DexKanon
Wojownik


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:54, 30 Lis 2008    Temat postu:

Panowie... jakoś dziwnie czuje sie pisząc posta pod postem Wink .
Wyłapujcie błędy Razz .

Rozdział IV: Bojcorz

Rycerz musi być mężny!
Biegł lasem. Nie wiedział skąd się tu wziął. Ostatnie co pamiętał, to wielka bitwa. Wszędzie ogień. On wydający rozkazy.
Jego serce przepełnia odwaga!
Pamiętał jeszcze potworny ból… Zimno przenikające jego ciało. Upadł na kolana… Ciemność przed oczami. I nagły przypływ ciepła…
Broni swym orężem bezbronnych!
Pamiętał wszystko jak przez mgłę. Nie pamiętał nawet dokładnie kim jest. Tak jakby ktoś przejechał mu po wspomnieniach szczotką drucianą. Albo jakby zamknął jego pamięć na klucz.
Swą mocą wspiera słabych!
I jeszcze te dziwne słowa co chwilę krzyczące w jego pamięci… Jakich bezbronnych? Jakich słabych?
Mówi tylko prawdę!
Mimo to czuł, że zna te słowa. Tak jakby były z nim od zawsze. Czuł silną więź między sobą a nimi. Tylko że niczego nie pamiętał…
Swój gniew kieruje przeciw łotrom!
Mimo że nie miał zbyt dużo sił, biegł dalej. Mijał drzewo za drzewem. Jednak nie wiedział którędy może stąd wyjść. Las wydawał się dla niego pułapką. W końcu jednak wyszedł na ścieżkę. Spojrzał w niebo. To jednak zasłonięte było przez konary drzew. Wyglądało to jak jakiś tunel. Pamiętał taki tunel. Dobrze znane strony. Pamiętał że często chodził tędy… Lecz nie sam. Ona… Ona chodziła z nim razem. Tedy. Lecz gdzie? Gdzie dochodzili? Jak ona miała na imię? Którędy do domu? Nie mógł już znieść tych pytań. Nowych pytań. Odpowiadając na jedno pytanie zyskiwał kilka następnych. I jeszcze te słowa powtarzane w jego pamięci… Jakby jakiś kodeks… Upadł na kolana. Miał dość. Siły już prawie całkiem go opuściły. Upadł twarzą w ziemię. Jednak nie utracił świadomości. Leżał tak nie mając sił by się podnieść. Skoncentrował się na swym ciele. Teraz spostrzegł że ma wiele ran. Niektóre głębokie, lecz nie były one śmiertelne. Leżał tak przez chwilę, aż usłyszał kopyta końskie. Chciał wstać by się ukryć, lecz rany mu na to nie pozwalały. Przekręcił się tylko na plecy, by widzieć kto nadjeżdża. Tupot był coraz głośniejszy. Gdy koń był już blisko, zatrzymał się. Po chwili jego oczom ukazał się elf. Miał długie blond włosy i niebieskie oczy, niczym błękitne szmaragdy. Wyciągnął ku niemu rękę i szepnął „pomóż”. Elf sięgnął za pas i wyjął małą fiolkę z bordową miksturą. Zamieszał, otworzył korek i kucnął przy mężczyźnie.
- Wypij to – powiedział – Jesteś słaby, a to doda ci sił.
Podłożył mężczyźnie fiolkę do ust, a ten kilkoma łykami wypił całą zawartość. Poczuł jak mięśnie zaczynają pracować. Tak jakby chciały się wyrwać i ruszyć przed siebie. Zrobiło mu się cieplej.
- Dziękuje – odparł, po czym uśmiechnął się lekko.
- Kim jesteś? – spytał elf – Moje imię to Inuyasha.
- Nie… nie pamiętam – odparł powoli – Ale znam to miejsce… Chodziłem tutaj często z nią… - urwał wypowiedź, nie chcąc powracać do wspomnień.
To było za dużo na jego głowę – powracanie do wspomnień, których nie pamięta. Musiałby włożyć w to wiele wysiłku, a teraz potrzebny mu przede wszystkim odpoczynek.
- Jesteś człowiekiem – stwierdził Inuyasha wstając – Mało ludzi zna to miejsce – rozejrzał się wokół – A już szczególnie nie pokazują się tutaj od czasu Wielkiej Wojny.
- Wielkiej Wojny? – spytał zaskoczony – Opowiedz mi coś o niej…
Elf zrobił wielkie oczy. Mężczyzna stwierdził że Inuyasha wygląda tak zabawnie.
- Coś ty robił ostatnie pięć lat? Wielka Wojna to jedno z dwóch największych wydarzeń ostatniego wieku! To były czasy, mówie ci… - w jego słowach można było usłyszeć radość i chwałę - Wszystkie rasy, jak jeden mąż, przeciwko bestiom piekielnym! To było coś!
- Zaraz – powiedział próbując się podnieść. Jednak ból żeber mu to uniemożliwił – Widziałem tą wojne… Być może brałem w niej udział…
- Może brałeś, może nie – powiedział uśmiechając się pogodnie – Teraz jednak zamilknij, bym mógł sprawdzić co jest z twym brzuchem nie tak.
Inuyasha pochylił się na ciałem i rozdarł koszule. Na jego twarzy zagościło przerażenie. Mężczyzna wiedział że coś jest nie tak. Lecz nie mógł się podnieść.
- Co się stało? – spytał – Co ze mną nie tak?
- Jesteś naznaczony przeznaczeniem – odparł dotykając jego brzucha – Masz na sobie Znak Zmartwychwstałego. Wypalone kontury piramidy z wierzchołkiem zwróconym w dół i otwarte oko w środku.
Elf zauważył nieśmiertelnik na szyi mężczyzny. Sprawdził jego dane. Na jego twarzy zagościło zdumienie. Mężczyzna był zdziwiony jak łatwo twarz Inuyashy okazuje uczucia które w nim drzemią.
- Witaj z powrotem wśród żywych generale! – mówiąc to wstał i zasalutował mu.
- Co ty… - spytał próbując wstać, jednak ponownie mu się to nie udało – Co ty gadasz do diabła?
Inuyasha wyciągnął spod płaszcza woreczek z jakimś proszkiem. Posypał nim znak wypalony na ciele mężczyzny.
- Ten proszek doskonale działa na poparzenia – powiedział podając mu rękę – Już nie powinieneś czuć bólu.
Mężczyzna chwycił dłoń elfa, a ten pomógł mu wstać. Nie czuł już bólu w brzuchu. Spojrzał na elfa w celu wyjaśnień. Inuyasha uśmiechnął się.
- Przed nami długa droga - powiedział idąc w stronę konia – wsiadaj na przyczepę.
- Nazwałeś mnie generałem – powiedział nie ruszając się z miejsca – Znasz moje imie?
- Najwspanialszy rycerz starego kodeksu – uśmiechnął się do niego siadając na wozie – Nie potrafi spojrzeć na swój nieśmiertelnik i odczytać imienia? Generale Bojcorz, czy zaszczycisz mnie swą obecnością podczas podróży? – skończył zdanie życzliwym uśmiechem.
Mężczyzna wsiadł na wóz, a Inuyasha zawrócił jadąc w stronę, z której przyjechał.
- Dlaczego zawracamy? – spytał Bojcorz – Czy nie jechałeś w tamtym kierunku?
- Rzeknij mi generale – spytał podchwytliwie – Czymże jest dostarczenie do miasta kilku wilczych skór względem zaprowadzenia ładu na świecie?
- Po pierwsze – odparł mu Bojcorz, przyglądając się nieśmiertelnikowi na którym wyryto jego imię – Nie zwracaj się do mnie cały czas per generale, bo generałem nie jestem. A w każdym razie nie pamiętam bym był – zrobił krótką przerwę, w czasie której Inuyasha przytaknął – Po drugie powiedz mi, gdzie jedziemy.
Inuyasha odpowiadał mu na każde pytanie. Jechali do niejakiego Rączki, dobrego przyjaciela wszystkich ras. Jeśli ktoś mógł odzyskać pamięć Bojcorza i dowiedzieć się dlaczego znalazł się na powrót wśród żywych, to tylko on. Opowiedział również o zmianach które zaszły przez te pięć lat od czasów Wielkiej Wojny. Rycerstwo upadło, a razem z nim kodeks. Na ich miejscu pojawili się paladyni patrzący tylko na interesy. Zakon pomagający wszystkim, niezależnie od rasy jaką reprezentowali, przestał istnieć. Chodzą również słuchy że paladyni polują na nieludzi. Między każdą z ras trwa wojna.
- … i nie wiadomo jak to wszystko się skończy – skończył swoją opowieść Inuyasha.
Bojcorz myślał przez chwilę, po czym spojrzał pytająco na swojego towarzysza.
- Więc dlaczego mi pomogłeś? – spytał zaciekawiony – Przecież jesteś elfem.
- Jesteś rycerzem starego kodeksu – odparł mu po namyśle – Kodeks był dla was wszystkim. Ty nawet dążyłeś do zaprowadzenia pokoju w świecie. Lecz Wielka Wojna i twoja śmierć pokrzyżowała te plany…
- Wiesz coś więcej o rycerzach? – zainteresował się Bojcorz – Opowiedz mi o nich.
- Rycerze gdzieś tutaj żyją – stwierdził Inuyasha – Czekają na przywódcę, który poprowadzi ich do walki o pokój – spojrzał na Bojcorza, który spuścił głowę w dół – Po twojej śmierci cały Zakon rozjechał się po świecie. Na czele ludzi stanął niejaki Kael i jego paladyni. Lecz nie wiem o nich zbyt wiele.
Bojcorz nie odzywał się. Poddawał się odprężającemu podskakiwaniu wozu na polnej drodze. Inuyasha również się nie odzywał. Widocznie wiedział, że Bojcorz musi się odnaleźć w tym wszystkim. Jechali lasem, jednak można było zobaczyć już niebo. Byłą piękna pogoda, białe chmury na wielkim błękicie. Bojcorz patrzył w niebieski sufit nad nimi. Dlaczego zesłano go z powrotem tutaj? Czy jest tego jakieś logiczne wytłumaczenie? Czy może to sami bogowie zapragnęli jego powrót? Czy Rączka pomoże mu odzyskac pamięć? I kim była ta kobieta, z którą chadzał w miejscu niedostępnym dla ludzi? Zbyt dużo pytań jak na jeden dzień życia – pomyślał po czym położył się na wilczych futrach. Amortyzowały one podskoki wozu i były miękkie. Po kilku minutach zasnął.
Szedł na czele armii ludzi. Szli ku Ishtar. To tam otworzył się portal z którego demony wypełzły w świat. Po drodze dołączały się kolejne wojska: krasnoludów, elfów, nieumarłych, orków. Na pustyni dołączyli również sandowie. Ostateczne Przymierze -pomyślał Bojcorz i uśmiechnął się.
Stał razem z nią nad jeziorem. Objęci. W świetle księżyca. Stali wpatrzeni w siebie. W swoje oczy. Nie musieli używać słów – doskonale rozumieli się bez nich. „Kocham cię maleńka” – wyszeptał. Ona się uśmiechnęła i pocałowała go.
Wstał cały obolały. Świat widział na czerwono – tak jakby był demonem. Odwrócił się i ujrzał za sobą znikający portal, a następnie usłyszał szatański głos: „Idź i znajdź go… Dex Kanon ma zginąć”. „Tak panie…” – odparł kłaniając się mu.
Wydawał rozkazy swym żołnierzom. Nagle dostał strzałą prosto w lewe płuco. Armia demonów nadciągała. Była coraz bliżej. „Miecze!” krzyknął, a na jego polecenie wojownicy sięgnęli po broń. Demony nadbiegły. Walka się zaczęła. Nie patrząc na przebite płuco, wbiegł między walczących i zadawał powoli ciosy. Jednak szybko słabł. Upadł na kolana. Poczuł ból w kręgosłupie i nagle obudził się cały zlany potem. Inuyasha spojrzał na niego zaniepokojony.
- Inuyasha – zaczął, a jego oddech był przyśpieszony - Powiedz mi… co się dzieje?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DexKanon dnia Pon 16:26, 01 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inuyasha
Wojownik


Dołączył: 26 Lis 2007
Posty: 989
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza gór Sinych
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:03, 30 Lis 2008    Temat postu:

Chciałeś wykaz błędów, masz wykaz błędów:

Rozdział II
33 wers:
- Mamy poważny problem przyjacielu – powiedział do Rączki idącego za nim – Wiem że o niektórych sprawach wspominał ci mój posłaniec, ale pozwól że zacznę od początku. Otóż, kilka tygodni temu odkopaliśmy jakiś grobowiec magów. Gdy ta wieść wyszła na jaw, orkowie zaczęli coraz częściej napadać na kopalnie. Dlatego cię tu zaprosiłem. Byś dowiedział się czego orkowie tak pragnął.

Powinno być:
pragną Wink

Rozdział III
1 wers: Nie jestem pewien, ale zamiast "misje" powinno być chyba "misję" (chyba że tych misji dostał więcej Razz)

8 wers:
- Bądź pozdrowiony – rzekł szaman zatrzymując się przy Macie.
powinno być:
Maksymie
Szaman Mat przyszedł do Maksyma, nie odwrotnie

49 wers:
naprawde -> naprawdę

54 wers:
Dano by sobie z nimi rade, gdyby pomagały wampir… jednak one od dawna nie żyją.
Dano by sobie z nimi radę, gdyby pomagały wampiry… jednak one od dawna nie żyją.
co do tego "radę" to nie jestem pewien Wink

pod koniec III części - pare razy jest "rzucił się" zamiast "rzucili się"


IV część

Może brałeś, może nie – powiedział uśmiechając się pogodnie – Teraz jednak zamilknij, bym mógł sprawdzić co nie tak z twym brzuchem nie tak.

Widać Wink

Przedostatni wers
Inuyasha spojrzał na niego niespokojnie.

Dość ciekawie to brzmi, chyba lepiej byłoby napisać:

Inuyasha spojrzał na niego zaniepokojony.

Więcej błędów żem nie widział

Świetne opowiadanie Very Happy Czekam na następne części Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Inuyasha dnia Nie 23:05, 30 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DexKanon
Wojownik


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 16:29, 01 Gru 2008    Temat postu:

Inu, masz u mnie wielkie piwo Very Happy . Licze na dalszą współprace Wink . A wszystkie rozdziały zostały przed chwilą spatchowane Razz .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GOTHIC WEB SITE Strona Główna -> Twórczość własna użytkowników Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin