Forum GOTHIC WEB SITE Strona Główna GOTHIC WEB SITE
Forum o grach z serii Gothic
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Opowiadanie - Tytuł wymyślcie sami...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GOTHIC WEB SITE Strona Główna -> Twórczość własna użytkowników
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DexKanon
Wojownik


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:39, 04 Gru 2008    Temat postu:

I znów post pod postem Razz . Troche krótki rozdział, ale lepszy rydz niż nic. Wydaje mi się że jest najsłabszy z napisanych dotychczas.

Rozdział V: Klata

Klata stał w małym, oszklonym pomieszczeniu. Zawsze uwielbiał z nim dumać. Tu, ponad chmurami czuł się panem świata. Szczególnie o tej porze dnia. Zachodzące słońce rzucał światło na obłoki, tworząc różowe kolory. Klata kojarzył ten kolor z krwią wylaną na śnieg. Klata wiedział że szykuje się jego śmierć. Najbliższe kilkanaście dni, może miesięcy rozstrzygnie wszystko. Jednak jego śmierć to nic, jeśli porównać ją do tego co uczyni… Jednak musiał wszystko przygotować. Wyrwał się z zadumy i odwrócił się. Za nim znajdowała się poręcz prowadzący po małych, kręconych schodach. Zszedł nimi powoli. Gdy schodził nimi powoli do dolnego pomieszczenia, ujrzał krzątających się ludzi. Pomieszczenie było duże, mogłoby pomieścić spokojnie osiem słoni. Ludzi biegali wokół map ustawionych na kilku stołach. Każda przedstawiała jedno z miast Temerii i jej okolice. Schodząc po schodach uśmiechał się szczęśliwy. Widział zaangażowanie w oczach tych ludzi. Każdym ich gestem widział wolę walki, jaką byli przepełnieni. Mieli jeden cel. Wysoki cel. Najwyższy.
- Generale – powiedział jeden z dowódców podbiegając do niego – Orkom nie udało się zdobyć ciała tego nieśmiertelnego.
- Jakież siły nieczyste im przeszkodziły? – zapytał zaskoczony Klata – Przecież niemożliwe było by przegrali.
- Niejaki Rączka – odparł mu posłusznie – Niedoszły mag, służący pomocą wszystkim których spotka. Ożywił nieśmiertelnego i zwołał posiłki paladynów do kopalni.
Klata ruszył z uśmiechem przed siebie między stołami. Dowódca szedł obok niego.
- Po pierwsze – powiedział idąc powoli i przyglądając się makietom bitew – Nie jest źle. Nieśmiertelny chadza sobie spokojnie po świecie. Gdyby orkowie go przejęli, musielibyśmy go jeszcze od nich odbić – zatrzymał się przy makiecie Gothy, przyglądając jej się z zainteresowaniem – Tutaj będzie nasza siedziba! – powiedział wskazując zamek w Gothcie.
- A po drugie? – spytał dowódca.
- Po drugie… - powiedział ruszając dalej – Po drugie Rączka może nam jeszcze nieraz przeszkodzić – zrobił krótką pauzę, spoglądając na dowódcę szaleńczym wzrokiem – Zabić!
Dowódca zasalutował po czym oddalił się. Klata ruszył w stronę wielkiego podestu przy ścianie. Gdy był już blisko, inny dowódca podbiegł do niego. Zatrzymał się przed nim i zasalutował.
- Raport generale! – powiedział stojąc na baczność.
- Jesteś tu nowy, co? – spytał Klata z uśmiechem, na co człowiek pokiwał głową – Tutaj nie mi nikogo wyższego od ciebie. Moja ranga znaczy tylko że jestem tutaj mózgiem. Ale żeby stawać przede mną na baczność? Przyjacielu… mamy przecież jeden i ten sam cel. Po co udawać że ktoś jest ważniejszy? Jesteśmy ludźmi… a to znaczy że jesteśmy najważniejsi. Obaj… My tu wszyscy zebrani… - dowódca pokiwał mu głową, po czym spoczął – A teraz mów, jaki masz dla mnie raport.
- Niedawne pogłoski mówią o pojawieniu się Yasu w Geldern i jego ucieczce w stronę kaplicy boga Tobiasa niedaleko Ardei – po ty słowach zamilkł czekając na reakcję Klaty.
Generał uśmiechnął się, wszedł na schody prowadzące na mównicę, a dowódca ruszył za nim.
- Nareszcie – powiedział po chwili – Ten mały skurczybyk nie dawał nam chwili wytchnienia. Co chwilę musieliśmy się martwić, by nie doniósł o wampirach innym rasom…
- Jednak całe Geldern go widziało… - przerwał mu dowódca – Łącznie z paladynami.
- Hm… - zamyślił się Klata – A czy wśród paladynów nie ma osób z niechęcią do innych ras? - weszli na podest, lecz nikt nie zwrócił na nich uwagi – Czy nie można przywołać ich do walki po naszej stronie? – zrobił krótką przerwę, jakby chciał pozwolić dowódcy wyrazić swe zdanie, lecz gdy ten chciał coś powiedzieć, przerwał mu – Czy jest coś jeszcze co masz mi do przekazania?
- Tak – odparł szybko – Kryształ Kazzad nie znajduje się w Necropolis, lecz w Nemorze. W ukrytym królestwie elfów.
- Natychmiast wysłać szpiegów – zarządził Klata – Królestwo ma znaleźć się w ciągu trzech dni.
- Tak jest – odparł dowódca – To już wszystko panie generale. Czy życzy pan sobie czegoś?
- Dowiedz się jak ma na imię przywódca paladynów – powiedział podchodząc do krawędzi podestu – Dowiedz się o jego przeszłości i poparciu wśród ludzi. Następnie złóż natychmiastowy raport. I sprowadź do mnie Parodiste w trybie natychmiastowym.
Dowódca zasalutował i odszedł. Klata patrzył przez chwilę na krzątających się ludzi. Był dumny z siebie i tego co udało mu się osiągnąć. Jednak nie jest to tylko jego zasługa. Pamięta, jak uczono go o kilkuset letniej tradycji ich organizacji. Wpajał ta wiedzę z zafascynowaniem. Wszystko podporządkowywał tylko jej. A teraz… Teraz czas na to, by tę wiedzę wykorzystał. Razem z obecnymi tutaj ludźmi. W tej chwili na podest wkroczył Parodista. Klata odwrócił się w jego stronę. Widok kogoś takiego jak Parodista nie zdradzał że ma się do czynienia z kimś niebezpiecznym. A już na pewno nie że ma się do czynienia z wampirem ulepszonym by mógł posługiwać się magią. Jedynym, który przeżył ten eksperyment. Od początku powstania organizacji udało się stworzyć tylko jednego takiego – właśnie Parodiste.
- Mistrzu? – spytał podchodząc do Klaty.
- Mam dla ciebie dwa zadania – odparł mu – Porozmawiaj z dowódcami. Dadzą ci zadanie pozbycia się niejakiego Rączki. Tylko uważaj: mimo że nie jest magiem, magia jest w nim silna.
- Jaki jest drugi rozkaz? – spytał posłusznie kiwając głową.
- Gdy już uporasz się z Rączką, czeka na ciebie zadanie sprowadzenia z powrotem Yasu – Klata uśmiechnął się – W szczegóły również wprowadzą cię dowódcy.
- Tak jest – odparł posłusznie i odszedł.
Klata znów spojrzał na krzątających się ludzi.
- Panowie! – powiedział donośnie, by wszyscy go słyszeli – Oto nadchodzi ten dzień. Dzień, w którym wyjawimy światu naszą potęgę! – wszyscy przestali zawracać sobie głowy tym co robili, by go posłuchać – Dzień sądu dla nieludzi! Skończymy dzieło, które zaczął wielki założyciel nazistów, Domm! Dzieło, zadanie dane nadane nam przez samych bogów! – rozejrzał się po rozentuzjazmowanych twarzach poddanych – Panowie… lubię dźwięk łamanych kości elfa!... Panowie… uwielbiam widok krwi spływającej po ciele krasnoluda!... Panowie! Kocham jęki dobijanych nieludzi! Cierpię, gdy człowiek zdany jest na współpracę z krasnoludem… - załamał na chwilę głos i spojrzał w podłogę. Następnie podniósł głowę ponownie i rozejrzał się z uśmiechem – Sen… idea która nam przyświeca… uczynienie świata lepszym, ludzkim… bardziej litościwym. Światem bez wojen, głodu i chorób. To nie tylko mój cel. Również wasz. Twój. I twój. Każdego z nas. Przypomnijcie sobie, jak to się stało, że pragniecie ucywilizowania świata! Tak… każdy z was stracił kogoś bliskiego. Gniew i pragnienie zemsty było w niektórych tak wielkie, że postanowili pozbyć się nawet swego człowieczeństwa: zbratać się z wrogiem, by tylko mieć siłę do jego zniszczenia – znów krótka przerwa - Panowie! Był czas, że nasza organizacja mogła pozbyć się tej zarazy z tego świata. Jednak nie udało się. Wydawać by się mogło że przyczyna tamtej klęski jest już nierealna, gdyż jej nie ma. Jednak nie udało się wybić całej ich rasy… Te osobniki, które przeżyły zostały poddane wzmocnieniu. Ich krew pomogła w stworzeniu nowego podgatunku. Panowie… ci z was, którzy nie mieli nic już do stracenia, pozwolili się zamienić w wampiry. Poświęcić swoje człowieczeństwo, by zostać zarazą chodzącą po tym świecie. Jednak nie zrobili tego na darmo… Pokażemy im, że ich poświęcenie było tego warte! – uniósł dłoń w górę i zacisnął w pięść.
Wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu wydali z siebie krzyk radości i euforii. Klata wiedział, że nie ma żadnej siły która może stanąć im na drodze do wyzwolenia świata z choroby nieludzi. Nic nie mogło powstrzymać mocy przygotowującej się do uderzenia od kilkuset lat. Nic nie mogło powstrzymać armii pięciu tysięcy wampirów. Nic nie mogło powstrzymać marzeń jednego człowieka.
- Ruszajmy! – krzyknął – Do Gothy! Do miasta krasnoludów!

Wielka platforma zaczęła się poruszać. Jej powierzchnia była czterokrotnie większa niż Vengard, stolica świata ludzi. Znajdowała się na niej cała baza nazistów, wszystkie kompleksy, laboratoria i budynki. Całość utrzymywała się w powietrzu, nad chmurami dzięki dwudziestu ogromnym balonom wypełnionych helem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Coffeck
Nowicjusz miecza


Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z Klasztoru adanosa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:11, 11 Gru 2008    Temat postu:

10/10 Za****te opowiadanie. Razz Czekam na kontynuację.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DexKanon
Wojownik


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:03, 14 Gru 2008    Temat postu:

Kolejny rozdział - tradycyjnie już prosze o informowanie o błędach Razz .

Rozdział VI: Dex Kanon - przeszłość

Korytarz. Wzdłuż niego okna. Dex idąc przy prawej ścianie zatrzymał się i wyjrzał na zewnątrz. Widział w dole bawiące się dzieci. Zastanawiało go, jak do tego doszło. Dlaczego jedna z najpotężniejszych ras musiała skryć się do tej jaskini przed gniewem niektórych ludzi. Tu, pod tą magiczną kopułą stworzoną przez magów. Mimo wszystko Dex był pełen podziwu dla czarodziejów. Stworzyli coś, co z zewnątrz wygląda jak jednolita skała. Jeśli jednak znasz jej sekret, będziesz wiedział że to tylko halucynacja. Dlatego wampiry są tu bezpieczne. O tej kryjówce wiedzą tylko czarodzieje. Dex jednak nie miał czasu stać tu dłużej w zamyśleniu. Czekała na niego Rada. Odwrócił się w stronę jego celu. Ujrzał idącą ku niemu wampirzycę. Ruszył w jej kierunku. Rozpoznał ją już z daleka. Fern. Gdy już stanęli naprzeciwko siebie, popatrzyli sobie w oczy. Fern byłą o całą głowę niższa od Dexa.
- Rada ma dla ciebie nowe zlecenie – powiedziała mu chłodno na powitanie.
Dex nie lubił tego tonu. Denerwował go. Zachowywała się tak od około tysiąca lat, od czasu jego powrotu. Jednak za te wszystkie lata nie zrozumiał czemu jest dla niego taka chłodna.
Fern odwrócił się i ruszyła przed siebie. Dex nie ruszał się przez chwilę, po czym ruszył za nią.
- Na czym polega to zadanie? - spytał doganiając ją.
- Pojawił się nowy wampir klasy A – powiedział mu chłodno – W szczegóły wprowadzi cie Rada.
Szli przez chwile w milczeniu. Gdy doszli do drzwi, Fern wyciągnęła rękę ku uchwytowi.
- Czekaj – powiedział Dex stanowczym tonem – Powiedz mi, dlaczego tak się zachowujesz od czasu mojego powrotu?
- Sam odpowiedziałeś sobie ostatnimi słowami – otworzyła drzwi, po czym weszła do środka.
Dex wszedł za nią. Sala była mała i okrągła. Gdyby podzielić ja na półkole, to na jednej połowie znajdowały się trzy trony obszyte miękkim materiałem. Na drugiej połowie była pusta przestrzeń w stronę której były zwrócone siedzenia. To było miejsce w którym znajdowały się osoby powołane do widzenia z Radą. Dex stanął pośrodku. Na środkowym fotelu siedział wampir Przemo. Jak każdy w radzie, był przedstawicielem klasy A. Zasiadł na tronie rady w zamian za Asghana, który poległ ratując Dexa około tysiąc pięciuset lat temu. Po jego Prawej stronie zasiadał Thesior, zyskawszy to miejsce za Lorda Kanon, który zrzekł się go około sześciuset lat temu. Na lewo od Przema siedziała najstarsza z rady, Fern. Jej początki w Radzie siegają czasów, gdy wraz z Dexem stała się wampirem. Wtedy to została założona Rada jako organ kierujący wampirami. Organ działający do dziś, mimo że niektórzy nie zdają sobie sprawy z jego istnienia.
- Witaj, Lordzie Kanon – powitał Dexa Przemo.
Dex ukłonił się.
- Mamy nowe zadanie dla ciebie – powiedział Thesior, lekko się jąkając – Pojawił się nowy wampir klasy A.
- Czy są odnośnie niego jakieś dane? – Dex uśmiechnął się – I jaki jest cel? Zastraszyć? Zabić?
- Zwie się Brain – odparł Przemo – Jedyne co o nim wiemy, to to, że jest nieco szalony. I ma niezwykły zmysł do wynalazków.
- Tak – wtrącił się Thesior – Twoją strzelbę też on stworzył… I pociski do niej.
- Chcecie mi powiedzieć – Dex nie krył zaskoczenia – Że ten krasnolud, który rzekomo stworzył tą broń, jest wampirem?
- My też jesteśmy tym zaskoczeni – odezwała się chłodno Fern – Więc łaskaw bądź uspokoić się.
- Dlatego celem twym nie jest ani eksterminacja, ani zastraszenie – kontynuował Przemo – Lecz masz dowiedzieć się po czyjej stronie on jest.
- Tak jest – odparł Dex kłaniając się.
Wiedział, że misja gdzie zadaniem jest sprawdzenie po czyjej stronie jest wampir, może zakończyć się tylko na dwa sposoby: albo przestanie do nich, albo zginie. Dex zawsze uwielbiał tą drugą wersje.
- Jak postępy w sprawie Yasu? – spytał Thesior – Masz już jakiś trop?
- Podobno zaszył się w Geldern – powiedział poprawiając kapelusz – I tam właśnie się teraz wybiorę.
- Pfff… Ty nigdy nie umiałeś nic zrobić tak, jak należy – zadrwiła Fern – Powinieneś już dawno z nim skończyć.
- A jak postępy w sprawie sztucznych wampirów? – spytał Przemo nie zwracając uwagi na zaczepki Fern.
- Jedno wiem na pewno: Yasu jest wampirem A, ale został ulepszony – mówiąc to na jego twarzy zagościł szaleńczy uśmiech – Nazwałem go wampirem 0. Jest o wiele potężniejszy od was, lecz dla mnie jest godnym przeciwnikiem. Nareszcie będę mógł się sprawdzić… Zginąć lub przeżyć… Prawdziwy przeciwnik nadciąga…
Dex wyrwał się z transu, w którym się pogrążył. Spojrzał na przerażone twarze członków Rady. Uśmiechnął się.
- Czy macie dla mnie jeszcze jakieś zadania? – spytał na zakończenie – Bo jeśli nie, odejdę czynić swą powinność – mówiąc to złożył lekki pokłon i spojrzał na Fern, która była lekko nadąsana.
- Możesz odejść – potwierdził mu Przemo.
Lord odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. Chwycił za klamkę i otworzył. Przed nim znów ten korytarz. Nigdy go nie lubił. Zamknął drzwi za sobą i ruszył przed siebie. Ten korytarz zawsze mu się dłużył. Tak jakby nigdy nie miał dojść do końca. Zatrzymał się w tym miejscu gdzie poprzednio. Dzieci już się nie bawiły na dworze. Czy ja czynie dobrze? – pomyślał – A jeśli każdy mój uczynek to zło? Jak odnaleźć to co straciłem dawno temu… Jak odnaleźć z powrotem życie? A może już na zawsze mam pozostać tym, który zadaje cierpienie, by być szczęśliwym?
Musiał jednak przerwać te rozmyślania, bo usłyszał jak drzwi do sali Rady się otwierają. Odwrócił się w ich kierunku i ujrzał Thesiora, który wyszedł z pomieszczenia. Dex znów spojrzał w okno.
- Lordzie… - zaczął Thesior podchodząc do niego – Jedno mnie w dalszym ciągu zastanawia…
- Thesiorze – odparł Dex odwracając się w jego stronę – Nie zwracaj się do mnie „Lordem”. Przecież to ty jesteś jednym z najważniejszych wampirów, czyż nie? – uśmiechnął się – A teraz powiedz, co cię tak gnębi?
- Więc… - Thesior zastanawiał się, jakby nie wiedział czy może o to pytać – Powiedz, dlaczego wciąż służysz Radzie? Jaki masz w tym cel?
Dex nie odpowiadał. Nigdy się nad tym nie zastanawiał. A teraz… Nawet nie znał odpowiedzi. Służył Radzie od zawsze i nigdy nie myślał by odejść. A teraz pytanie „dlaczego?”…
- Widzisz Thesiorze… ja… - mówił wolno, cały czas się zastanawiając – Sam nie wiem. Coś mnie tu po prostu trzyma i nie pozwala odejść.
Thesior spojrzał nieufnie na Lorda. Dex zauważył to.
- Wiem że boicie się mnie – odpowiedział nie czekając na ripostę Thesiora – Ale wampirom nic nie zagraża z mojej strony. O to się nie martwcie.
- Mam taką nadzieję… - powiedział Thesior odwracając się.
Dex patrzył przez chwilę jak odchodzi, po czym ruszył w przeciwną stronę korytarza. W dół prowadziły kręte schody. Dex ich nienawidził. Zawsze miał wrażenie, że z nich spadnie. Gdy był już na ostatnich stopniach, Cała grota zaczęła się trząść. Dex przewrócił sie uderzając o ścianę. Trzęśienie ziemi? – pomyślał Dex – Nie, nie może być. Grota jest zabezpieczona przed wszelkimi katastrofami. Czyżby magia? Ale jak magia jest tak potężna, by zachwiać barierą zbudowana przez najwspanialszych magów? Ziemią trzęsła się przez dłuższą chwilę. Lord nie próbował wstawać tylko czekał. W końcu trzęsienie umilkło.
Dex wstał i wyszedł z wieży. Widział jak wampiry wybiegają przerażone ze swoich chat. Te, które ocalały. Większość domostw została zawalona przez skały odłupane od sklepienia. Wyszedł na środek miasta. Za nim w wieży wybiegli członkowie Rady. Jednak nie zwracał na nich uwagi. Kolejne trzęsienie wstrząsało grotą. Korytarz prowadzący z wieży do Sali Rady został właśnie zniszczony przez spadającą skałę. Lecące w dół szczątki spadały dokładnie na dwójkę dzieci, które zaczęły krzyczeć z przerażenia. Dex nie pomyślał nawet. To był impuls. Błyskawicznie podbiegł do dzieci, chcąc je zabrać. Lecz nie miał już czasu na ucieczkę. Zasłonił dzieci własnym ciałem. Ogromna skała przygniotła go, rozkruszając się na kilka mniejszych. Wampiry stały w osłupieniu. Nie miały pojęcia co robić. Fern podbiegła odrzucając skały które dała rade udźwignąć. Wtedy gruzowisko zaczęło się poruszać. Kilka kamieni wyleciało ku górze, jakby ktoś rzucił nimi z ogromną siła. Z gruzowiska wyszła dwójka dzieci a za nimi Dex. Wszyscy zaczęli bić mu brawa. Jednak Lord nie zwracał na to uwagi. Spojrzał na swoją dłoń, na której zasklepiała się rana. Czym ja jestem? – pomyślał – Wampirem? Potworem? Bohaterem?
Spojrzał na Fern. Dałby sobie głowę uciąć, że pierwszy raz na jej twarzy pojawiła się łza. Lecz nie wiedział czy to zwidy czy prawda, bo odwróciła się momentalnie i zniknęła w tłumie.
- Mam misję do wykonania – rzekł po chwili konsternacji – Bywajcie.
Zeskoczył z gruzowiska i zaczął przeciskać się przez tłum. Wampiry oglądały się za nim, aż zniknął w ścianie – złudzeniu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DexKanon dnia Nie 18:08, 14 Gru 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karypto
Rycerz


Dołączył: 31 Gru 2007
Posty: 1450
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Strzelin
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:09, 14 Gru 2008    Temat postu:

To jest po prostu kapitalne, z tymi wampirami klasy a i ze sztucznymi wampirami to z hellsinga ale to nie zmienia faktu że to jest fajne.Ale jedno jest dziwne, dlaczego Dex z opowieści niczego nie lubił, ani tonu, ani korytarza ani schodów. naprawdę dziwne.
Ocena 9.5/10.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DexKanon
Wojownik


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:16, 14 Gru 2008    Temat postu:

Dex jest po prostu postacią zagubioną - nic mu nie pasuje, a chciałby to zmienić. Szuka po prostu swego miejsca na świecie. I jedno moge wam powiedzieć - odnajdzie je Razz .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DexKanon
Wojownik


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:57, 30 Gru 2008    Temat postu:

Kolejny rozdział - troche słaby, ale niech wam będzie. Pisałem to długo (nawet za długo) - czasu nie miałem Razz . Naturalnie proszę o wyłapywanie błędów Wink .

Rozdział VII: Kael

Do przywódcy paladynów, Pana Kaela.
Piszę ten list do Pana z propozycją nie do odrzucenia. Pozwolisz jednak, że przejdziemy na „ty”. A więc, drogi Kaelu, znam twoja historię, którą tak skrzętnie ukrywasz. Twoja rodzina została wymordowana przez wampiry. I teraz ich nienawidzisz. Znam to uczucie. Sam walczę z tymi wybrykami natury. Lecz jaki sens jest by ograniczać się tylko do wampirów? Czyż nie lepiej wybić wszystkie rasy które nas otaczają? By świat stał się piękniejszy? Opowiem ci o śnie, który zesłali na mnie sami bogowie… Sen o świecie lepszym, bogatszym i niezwykłym. Takim, w którym człowiek panuje nad światem, nie boi się tego co przyniesie los. Świecie, w którym człowiek dzięki wielkim pojazdom z metalu może wzbić się w niebo jak ptak, poruszać się po ziemi szybko niczym gepard i pływać szybciej niż delfiny. Świecie, gdzie człowiek mieszka w wielkich budowlach które odporne są na wszelkie kataklizmy. W epoce wynalazków i odkryć. Nie chciałbyś mieć wkładu w taki świat?
Zapewne słyszałeś o nas: organizacja Millenium. Kilkaset lat temu powstaliśmy, mając ten sam cel co teraz. Jednak zostaliśmy rozbici. Przez te wszystkie lata zbieraliśmy siły w ukryciu. I teraz wielka nazistowska pięść znów upadnie na ten świat. Jednak teraz mocno i celnie.
Szykujemy się do wielkiej wojny. Wojny przeciwko elfom, krasnoludom, orkom, nieumarłym, sandom i wampirom. Tak, nawet tych, których myślałeś że wybiłeś. One istnieją nadal. Egzystują wśród nas, a wy nic o tym nie wiecie.
Złożyłem ci propozycje. Teraz twój los zależy od twojej decyzji. Mamy ogromną, niepokonaną armię. Każdy, kto stanie nam na drodze zginie. O współtowarzyszach jednak nie zapomnimy. Teraz podejmij wybór – dołącz do wygranych lub przegranych.
Mój wysłannik będzie Cię oczekiwał w pobliżu domu Rączki za dwa dni wieczorem.

Z poważaniem
Dowódca sztabu głównego Millenium
Klata


Siedział w swoim pokoju Przy biurku. Za oknem słońce już zachodziło. Obok listu stała świeca, która wypalała się leniwie. Kael czytał list dwa razy. Za każdym razem nie mógł uwierzyć. Jak pod ich okiem mogła urosnąć taka potęga? A może to kłamstwo? W końcu po co prosiłby akurat jego o pomoc? Może to o tej wielkiej armii to po prostu blef? A jeśli nie? Jeśli naprawdę chce dać mu szanse?
Kael wiedział że tu nie ma szans na rozważania. W pokoju było duszno. Wstał, złożywszy list schował go do kieszeni i wyszedł na dwór. Drzwi prowadziły wprost na mały balkonik z baldachimem. Znajdował się tu mały drewniany stolik i krzesło. Jednak nie miał zamiaru siadać. W każdym razie jeszcze nie. Chciał się przejść. To wszystko czego mu było teraz trzeba. Zszedł po schodach w dół. Ruszył alejką między domami. Ludzie w Geldern o tej porze schodzili się już do swoich domostw. Kupcy zwijali stragany, matki zaganiały swoje dzieci do łóżek. Robiło się ciemno. Idealny czas do wyciszenia i konwersacji z samym sobą.
- Panie Kaelu – usłyszał za sobą. Odwrócił się i ujrzał krasnoluda Dalmana. Jednego z tych, których udało im się ocalić w kopalni pod Faring. Ciągle go zaczepiał gdy się spotykali przypadakiem. Kael był już tym mocno sfrustrowany.
- O co chodzi? – spytał udając uprzejmego.
- Chciałbym raz jeszcze podziękować panu za ratunek – Kael denerwował się coraz bardziej – I chciałbym się pożegnać. Mam zamiar wyruszyć do mojego przyjaciela Rączki. Nie wiesz może gdzie on się udał?
- Niestety nie wiem – odparł mu znużonym głosem – Ale prawdopodobnie do swojego domu. Może tam go znajdziesz.
- Wielkie dzięki – krasnolud machnął mu ręką – Do rychłego zobaczenia.
Kael nie odpowiedział. Ruszył dalej. Musiał z kimś porozmawiać. Doszedł w końcu do domu którego szukał. Zastanawiał się chwilę czy podejść do drzwi i zapukać. Nie wiedział czy mieszać go w tą historię z Klatą. Jednak… Ruki był jedynym paladynem, z którym Kael mógł pogadać o wszystkim. I miał lepsze stosunki z pozostałymi niż on. Podszedł do drzwi i zapukał. Cały czas chciał odejść zanim ktoś otworzy, lecz czekał. Drzwi otwarły się, a ze środka wyjrzał Ruki.
- Witaj przyjacielu – uśmiechnął się Kael widząc zaskoczoną minę Rukiego – Masz może chwilę czasu na pogawędkę?
- Hm… - zamyślił się – Czas się zawsze znajdzie – uśmiechnął się – wchodź śmiało!
Kael wszedł. Zobaczył że w domu pali się światło tylko w pokoju gościnnym. Ruki zaprosił go tam gestem dłoni. Gdy wszedł do środka zauważył, że światło pada tylko z kominka. Dawno tu nie był. Jednak nie zmieniło się tu nic. Te same obrazy na ścianach. Ruki był koneserem sztuki, lecz nigdy się do tego nie przyznał. I ta sofa pośrodku zwrócona w stronę kominka.
- Więc, o czym chciałeś pogawędzić? – spytał Ruki opierając się o kominek i wskazują Kaelowi by ten usiadł.
- Zastanawiałem się nad czymś… - usiadł i próbował zacząć rozmowę łagodnie – Czy czasami miałeś szanse zrobić coś, co mogło zmienić wiele w twym życiu?
Ruki spojrzał pytająco na Kaela.
- Dobra, nie będę owijał w bawełnę. Zastanawiałem się co by się stało, gdyby ktoś postanowił rozpocząć wojnę z innymi rasami – Ruki otwarł oczy szeroko ze zdziwienia. Mimo słabego światła w pomieszczeniu, Kael zauważył to – Jakbyś ty na to zareagował?
- Wiesz że jestem paladynem – odparł wolno, przemyślając każde słowo – Ale z chęcią bym się przyłączył, by tylko wybić bestie pokroju wampirów, sandów, nieumarłych i orków.
- Ale gdyby ktoś chciał wybić wszystkie rasy prócz ludzi? Co byś wtedy zrobił?
- Wiesz… nigdy się nad tym nie zastanawiałem… - spojrzał na Kaela w dalszym ciągu opierając się o kominek – A co skłoniło cie do takich przemyśleń?
- Powiedzmy… dostałem list – mówiąc to wyciągnął z kieszeni papier i rozłożył go – Przeczytaj.
Ruki rozwiną list i zaczął czytać. Gdy skończył spojrzał na Kaela. Jednak ten nie wiedział, czy Ruki uśmiecha się z zaskoczenia, czy z zadowolenia.
- Co o tym myślisz? – spytał po chwili.
Ruki jeszcze raz spojrzał na list. Oparł się ponownie o kominek. Myślał intensywnie. Kael za to go cenił – zawsze wszystko dokładnie obmyślał.
- Dołączmy do nich – powiedział kierując wzrok z pergaminu na Kaela – Pomożemy nazistom wybić sandów, orków, nieumartych i wampiry, a potem zgładzimy ich samych.
Kael patrzył na niego zdumiony. Wiedział że Ruki nienawidzi kilku ras, ale nie myślał nigdy że naprawdę będzie pragnął zniszczenia ich.
- Jedno mnie dziwi – dodał Ruki, przerzucając oczyma po tekście – Jakim cudem wampirom udało się przetrwać?
- Czyli twoją decyzją jest dołączenie do nich? – spytał Kael – Naprawdę chcesz zakończyć życie tych ras?
- Jak najbardziej – powiedział – Jednak naszym priorytetem jest ochrona ludzi, krasnoludów i elfów. Dlatego po pokonaniu tamtych musimy zniszczyć Millenium – spojrzał z uśmiechem na Kaela – Jednak zrobisz to, co sam uznasz za słuszne dowódco.
Kael zamyślił się. Stoi teraz u bram tego, czego pragnął od zawsze. Tylko czy będzie miał na tyle odwagi by otworzyć wrota? By zachwiać posadami tego świata? Przecież Klata wygląda na wariata, kompletnego świra – czy można mu zaufać? A jeśli rzeczywiście ma tak potężną armię? Co może uczynić wariat posiadający niespotykaną potęgę? Tyle pytań, zero odpowiedzi. Co robić?
- Ruki – zaczął Kael – paladyni nienawidzą mnie jako dowódcy. Poprzyj moje słowa. Powiedz im, że decyzja by wyruszyć na wojnę jest słuszna.
Ruki uśmiechnął się złowieszczo i zasalutował.
- Jednak – dodał – Nim to ogłosimy, muszę spotkać się z tym wysłannikiem koło domu Rączki.
- Rozumiem, że wyruszasz jutro? – spytał Ruki patrząc jak Kael zbiera się do wyjścia – Jak zwykle mam cię zastąpić na stanowisku?
- Jeśli byłbyś tak łaskaw – odpowiedział mu z uśmiechem.
Kael podszedł pod drzwi. Chwycił za klamkę i otworzył je. Na zewnątrz było już całkiem ciemno. Ruki wyszedł za nim.
- Do zobaczenia przyjacielu – powiedział wchodząc na ulice – Niech Tobias ma nas w opiece.
- Do zobaczenia – odpowiedział mu Ruki.
Kael szedł przed siebie. Cały czas myślał czy dobrze postąpi, czy nie przyniesie zagłady na całe królestwo, na cały świat. Ocknął się z rozmyślań i rozejrzał wokół. Nie wiedział jak tu zawędrował, ale znajdował się tu święty pomnik Tobiasa. Spojrzał na niego i pomyślał: „Tobiasie, obyś wybaczył nam naszą pomyłkę”…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DexKanon dnia Wto 19:10, 30 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inuyasha
Wojownik


Dołączył: 26 Lis 2007
Posty: 989
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza gór Sinych
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:22, 23 Sty 2009    Temat postu:

Kiedy następna część opowiadania? Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DexKanon
Wojownik


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:31, 23 Sty 2009    Temat postu:

Na następną część musicie niestety poczekać - brak weny. Pewna osoba poradziła bym nie pisał na siłe - i to mam zamiar uczynić Wink .

Na razie zamykam - jak pojawi się część następna to otworze.

Potajemnie, pokryjomu i by nikt nie widział, otwieram - niedługo pojawi się VIII rozdział, po bardzo długiej przerwie Very Happy .


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DexKanon dnia Śro 17:42, 20 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DexKanon
Wojownik


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:24, 20 Maj 2009    Temat postu:

Po długiej przerwie, studio MetalCorp prezentuje kolejny rozdział opowiadania pt.: "Tytuł wymyślcie sami..." Wink .

Rozdział VIII: Cronos

Cronos leżał na hamaku. Noc była spokojna. Na niebie ani jednej chmurki. Dlatego mógł spokojnie spać tutaj, w kajucie kapitana. Jednak nie mógł zasnąć. Dręczyło go sumienie. Jak mógł dopuścić, by Księga Życia została wykradziona? I to jeszcze przez demona. Lecz oni mu nie wierzą. Nie licząc jego załogi.
Ech… nigdy nie obchodziły mnie losy innych… A teraz muszę martwić się o Edwarda. Jak on mógł być takim głupcem, by nadstawiać za mnie karku? Przecież spokojnie bym uciekł. A teraz mam powrócić z księgą w ciągu miesiąca, albo mój kumpel straci łeb. Jeśli wrócę bez tej makulatury – to ja będę niższy. Cudowne perspektywy.
Cronos usłyszał jak coś zatłukło się na pokładzie. Wytężył słuch i usłyszał ciche kroki nad kajutą. Jako że jego załoga spała, dziwnym wydawało mu się żeby ktoś spacerował po pokładzie. Powoli i spokojnie zszedł z hamaka, chwycił swoja szable i omijając skrzypiące deski, ruszył w stronę schodów. Jako kapitan, który zna swój statek lepiej niż swoją ukochaną w każdym odwiedzonym porcie, wiedział jak przechadzać się po nim by nie wzbudzać hałasu. Gdy wyszedł na pokład, ujrzał światło bijące zza beczek ustawionych na lewej burcie. Powoli i ostrożnie, by nie hałasować, podszedł do niech i popchnął je tak, że wpadły do morza. Woda rozprysła się we wszystkie strony, a wśród pływających beczek Cronos zauważył humanoidalną istotę.
- No więc, mój drogi - powiedział z wyższością – Czyżby złodziej dał się podejść zwykłemu kapitanowi statku?
- Nie wygłupiaj się, tylko podaj mi linę! – usłyszał po chwili delikatny, kobiecy głos. Od razu go rozpoznał: była to Paula, ukochana Edwarda.
Zastanawiając się, co tez ona tu robi, podał jej linę i pomógł się wdrapać na pokład. Widać było po niej że kąpiel w lodowatej wodzie nie jest jej wskazana.
- Chodź, zaprowadzę Cię do mej kajuty, tam mam koce – powiedział do niej, zapraszając gestem do wnętrza statku. Spojrzała na niego, lecz w tych ciemnościach nie mógł odczytać jej wyrazu twarzy.
Wchodząc do kajuty, Cronos zaświecił lampkę po czym podszedł do szafki i wyciągnął koc, który rzucił Pauli do rąk. Kobieta okryła się nim szczelnie.
- Teraz odpowiesz na kilka moich pytań… - zaczął Cronos poważnym tonem. Wiedział, że mówienie takim sposobem nigdy mu nie wychodzi, ale może tym razem mu się uda – Więc, skąd się tu wzięłaś? I po co?
- Jak to po co? – oburzyła się Paula – Przez Ciebie mój ukochany jest skazany na śmierć, bo zaufał jakiemuś podrzędnemu złodziejowi! Jestem tu by przypilnować twojej obietnicy!
- Hola hola, panienko – uśmiechnął się Cronos – Jakbyś nie zauważyła, to jest MÓJ statek, z MOJĄ załogą, która jest na MOJE rozkazy – Więc nie wydaje mi się bym miał się Ciebie bać… - ucieszył się w duchu widząc jej przerażoną minę – Widzę że przemyślenie swoich decyzji nie leże w twej naturze… Cóż, zawrócilibyśmy Cię odstawić, ale nie mamy na tyle czasu – Został nam niecały miesiąc – powiedziawszy to, uśmiechnął się do niej – odpocznij teraz.
Ruszył w stronę schodów i wyszedł na górny pokład. Czuł moralne zwycięstwo nad przeciwnikiem. Spoglądał chwilę w ciemność, po czym zorientował się że już niedługo będzie świtało. Ruszył w stronę dziobu statku – uwielbiał wpatrywać się w dal bardzo wczesnym rankiem – jednak coś przykuło jego uwagę: w mgle ujrzał niewielki, ciemny kształt. Bez chwili wahania zawrócił do kajuty, gdzie zwykle trzymał lunetę. Luneta… tak, jedyny przedmiot, o którym przypominał sobie zawsze, gdy był potrzebny – nigdy wtedy, gdy się gdzieś wybierał.
Gdy wszedł do kajuty, zobaczył że Paula rozłożyła się w jego hamaku. Gdy Cronos zszedł po schodach, spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Gdzie zamierzasz szukać Księgi? – spytała próbując oprzeć się na ręce, co było utrudnione przez leżenie na hamaku.
- Właściwie to zielonego pojęcia nie mam – odparł szczerze i z uśmiechem – Ale skoro ten stos kartek został skradziony przez demona, warto poszukać na wyspie Eretia.
- Eretia? – spytała zainteresowana – Nigdy nie słyszałam o tym miejscu…
Cronos wysunął spod stolika krzesło i usiadł na nim tyłem, kładąc ręce na oparciu.
- Eretia, kraina czystego, plugawego zła – jego głos sposępniał – Znajduje się tam jedna z pięciu niezniszczonych w czasie Wielkiej Wojny Bram Piekielnych. ich siła magiczna była tak duża, że żaden czarnoksiężnik nie mógł sobie z nimi poradzic. Ale też nie stanowiły one żadnego zagrożenia: nigdy nie służyły do teleportacji demonów na ten świat.
- Więc do czego one służyły? – spytała z zaciekawieniem Paula, siadając na hamaku, nadal kryjąc się pod kocem.
- Właściwie to nadal nikt się tego nie dowiedział. Możliwe, że one dopiero posłużą do teleportacji – ale nikt nie jest tego pewien…
Gdy wypowiedział te słowa, coś huknęło w barierkę na pokładzie. Cronos zerwał się na równe nogi. Gdy zobaczył że kobieta wstaje za nim, kazał jej zostać, wołał natomiast swoją załogę. Gdy wybiegł na pokład, ujrzał statek z Trisuny, miasta łowców nagród. Cronos był jednym z poszukiwanych i wygląda na to, że go znaleźli. Kapitan wybiegł na mostek, starając się ustawić statek w miarę dobrze do abordażu.
Gdybym nie zajął się rozmową, tylko od razu wyszedł z lunetą – pomyślał – nie musiałbym teraz martwic się o wynik bitwy. Baaa… nawet by do niej nie doszło…
Gdy Cronos tylko ujrzał wybiegających z kajuty marynarzy, zaczął im wydawać rozkazy. Ich jedyna przewagą był wiatr, z którym płynęli. Pozwolił im on momentalnie ustawić się burta w burtę z wrogim okrętem. Nie czekając na dobre przymierzenie, wydał rozkaz strzału z dział. Salwa z siedmiu armat przedziurawiła okręt wroga, ale nie zatopiła go, gdyż był kolosem ponad dwa razy większym od statku Cronosa.
Kapitan ujrzał, jak klapki zasłaniające armaty podnoszą się. Dwadzieścia cztery działa były gotowe do wystrzału. Niewiele myśląc, skręcił ostro w stronę statku wroga, by przyspieszyć abordaż: załoga Cronosa była bardzo dobrze wyszkolona w walce wręcz, więc mieli szanse wygrać nawet pojedynek z liczniejszym wrogiem.
Obok głowy Cronosa przeleciała kula armatnia. Poczuł jej pęd. Statkiem wstrząsnęło uderzenie – to kilka kul przebiło się przez kadłub. Kapitan wiedział już, że muszą wygrać tą walkę – bo tym statkiem daleko już nie popłynął.
Kolejne uderzenie – tym razem statki zderzyły się ze sobą. Wiadomym było, że walka rozegra się na okręcie Cronosa – był niższy i łatwiej było się na niego dostać z łodzi przeciwnika, niż na odwrót. „Do abordażu” usłyszał Cronos, po czym uczynił to samo co reszta jego załogi. Zgraja marynarzy która z nim pływała, była wyszkolona do walki w każdej sytuacji – toteż wiedzieli, że gdy nadchodzi czas abordażu, muszą znaleźć się przy burcie z której atak nastąpi. Dzięki temu mogli atakować wroga w czasie jego przeskakiwania ze statku na statek.
Pierwsi napastnicy zaczęli przeskakiwać przez burtę. Jednak na drugą stronę docierali jako trupy lub poważnie ranieni. Załoga Cronosa sprawnie wywijała nad głowami mieczami, atakując niczego nieświadomych przeciwników. Metoda taka była bardzo krwawa, ale również skuteczna. Wielu atakujących którzy przeżyli, pozbawionych było nóg. Jednak wróg po kilku trupach zmienił swoją taktykę: na okręt Cronosa przeciwnicy przedostawali się na linach. Kapitan nie miał innego wyjścia, jak każąc swojej załodze rozdzielić się: elficcy łucznicy na mostek by szyli do wrogów z łuków, a ludzie walczący za pomocą mieczy i toporów. Cronos zawsze żałował, że nie ma w swojej załodze krasnoluda – ale ci byli mało zręczni, by nadali się do pracy na statku. Pyzatym, byli też ciężcy – a to wada, szczególnie, gdy stawia się na szybkość poruszania, a nie na przystosowanie do walki. Dlatego tez musiał zadowolić się tylko ludźmi i elfami.
Cronos rzucił się w przód do ataku, wprost na nacierających na niego dwóch przeciwników. Miecz jednego z nich odbił na bok, a przed drugim płynnie się uchylił, obracając się na pięcie. Kontynuując obrót, pochylił się i ciął pierwszego oponenta po nogach, a drugiemu przeciął prawie na idealne połówki ciało, tnąc podczas wstawania z przyklęku. Pokład pokrył się krwią, a Cronos po raz kolejny zdziwił się nad ostrością mieczy produkowanych przez krasnoludy w Klanie Młota. Jednak na zastanawianie się nad tym nie miał czasu, gdy usłyszał za sobą krzyk, a po chwili na karku poczuł krople krwi. Odwrócił się i ujrzał jak jeden z jego marynarzy przebił mieczem klatkę piersiową przeciwnika, a drugi odciął mu głowę. Znęcanie się nad wrogiem – pomyślał Cronos, po czym ruszył na następnego nieprzyjaciela. W biegu skoczył na beczkę, z której się odbił i kierując ostrze w dół, wbił miecz w kark przeciwnika stojącego do niego tyłem. Zamiast wstać, przetoczył się na plecy wraz z martwym wrogiem, którego następnie przerzucił za siebie dzięki odrzuceniu go nogami. Przetoczył się od razu w tył stając na nogi, rzucił się na szarżującego wprost na niego wroga, przewracając go. Uderzył go pięścią w twarz, po czym wstał i rozejrzał się. Jednak to, co ujrzał nie wprawiło go w zachwyt: na statku kilkadziesiąt trupów nieprzyjaciół, kilku swoich marynarzy, masa krwi i statek oponenta, który był już oddalony o kilkadziesiąt metrów.
- Mam tylko nadzieję – zwrócił się do załogi, mimo że patrzył w dal – Że nie złapie nas po drodze żaden sztorm…

Naturalnie, prosze o wyłapywanie błędów Razz .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karypto
Rycerz


Dołączył: 31 Gru 2007
Posty: 1450
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Strzelin
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:51, 28 Maj 2009    Temat postu:

Gorsze niż pozostałe ale trzymasz poziom, no to kiedy dalsza część?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DexKanon
Wojownik


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 08:30, 29 Maj 2009    Temat postu:

Rozdział IX: Rączka

… Wtedy nastąpi ostateczne starcie Istot Ziemi z Istotami Piekła. W wyniszczającej wojnie, dzięki potężnemu przedmiotowi Antul Kathil zostanie przyzwany ten, który siłą dorównywał bogom, lecz zginął. Pokona on niesprawiedliwych braci i zasiądzie na tronie…

Antul Kathil… - pomyślał Rączka. Siedział przy swoim biurku zawalonym książkami. Na wprost niego było okno, w którym lubił podziwiać zachód słońca. Cały pokój to wielka biblioteczka, w której Rączka trzymał różnego rodzaju mitologie i książki historyczne.
Nie znam dobrze staro-elfickiego, ale to może być Studnia Życia… - Po chwili zastanowienia przysunął do siebie stos otwartych książek i zaczął poszukiwać tej właściwej. W końcu znalazł ją i zagłębił się w lekturze.

Studnia Życia – mityczna broń, wykuta przez dwóch braci: Marco i Tobiasa. Pierwszy nadał jej ciało, a drugi duszę. Oddali je w ręce ludzi, gdy ci byli większością demograficzną na świecie, by mogli panować po wieczność na Ziemi. Jednak siła broni okazała się tak potężna, że sami twórcy byli zaniepokojeni. Zabrali ją ludziom i rozdzielili ja na dwie części, tak by ich ponowne połączenie było niemożliwe.

Studnia Życia była wykorzystana w Mitologii Orków i Elfów.


Rączka wyjrzał przez okno. Czyżby wojna, którą stoczyliśmy ponad pięć lat temu, nie była ostateczną? – pomyślał opierając głowę na dłoniach i spoglądając na słońce chylące się ku zachodowi – Jednak by okazało to prawdą, musiałbym mieć jakikolwiek dowód na to, że Studnia Życia naprawdę istnieje… I czy ten boski miecz to na pewno jest Antul Kathil? Zbyt dużo pytań… Za mało odpowiedzi…
Drzwi do pokoju otworzyły się i stanęła w nich średniego wzrostu kobieta o długich, czarnych kręconych włosach. Rączka odwrócił się i uśmiechnął się na jej widok, a ona go odwzajemniła. Vera była jego ukochaną odkąd trzy lata temu postanowił odrzucić propozycję studiowania w klasztorze magów.
- Kochanie, jakiś facet do Ciebie – powiedziała nie przestając się uśmiechać.
- Powiedz mu, że jestem zajęty – odparł po chwili namysłu, powoli odwracając się w stronę okna.
- Jednak dla starego przyjaciela chyba znajdziesz czas, młodzieńcze? – usłyszał basowy głos.
Na jego twarzy zagościł wielki uśmiech. Wstał i szybkim krokiem wyszedł z pokoju. Vera usunęła mu się z drzwi. Wchodząc do przedsionka, ujrzał wysokiego mężczyznę w brązowym płaszczu i kapeluszu tego samego koloru.
- Dex! – rzucił na powitanie podchodząc do gościa, by go uściskać – Gdzieś ty się podziewał tyle czasu?
- Wszędzie… i nigdzie – odparł beznamiętnym głosem – Miałem misje do wykonania… Mam nadal… Musimy pogadać… Na osobności.
Rączka spoważniał trochę. Wskazał Dexowi na drzwi na prawo od jego biblioteczki, po czym gość udał się do pokoju który znajdował się za nimi. Gdy zniknął w środku, Rączka podszedł do Very.
- Gdybyś mogła, nie przeszkadzaj nam – spojrzał na nią opiekuńczo - Gdy Lord mówi że chce porozmawiać w cztery oczy, żadna inna para nie przetrwa. A ja nie chciałbym cię stracić.
Po tych słowach pocałował ją w policzek i stanął przed drzwiami. Wyciągnął z kieszeni swoją rękawice i ubrał ją. Lepiej być przygotowanym na wszystko – pomyślał po czym wszedł do pokoju.
Wszystko było tu dziwne, działo się to, co normalnie nie miałoby miejsca: przedmioty krążyły po pokoju, a pośrodku była tylko czarna, gęsta mgła. Rączka przygotował się do obrony magicznej i ruszył w jej kierunku. Gdy znajdował się w odległości kilku kroków, nagle w mgle pojawiła się para czerwonych ślepi wpatrzonych w Rączkę. Przedmioty przestały latać i upadły na ziemię z hukiem. Mgła przybierała powoli kształty człowieka, aż w końcu Rączce ukazał się Dex.
- Muszę przyznać – zaczął ironicznie Rączka – że jestem pod wrażeniem. Usiądź – powiedział wskazując na jeden z foteli przy ścianie.
- Czuję go… - zaczął Dex, ignorując słowa Rączki – Nadchodzi… Mój prawdziwy przeciwnik zbliża się.
- Dexie – spytał zaskoczony Rączka – Kto nadchodzi? Jaki przeciwnik?
- Niedawno został przywołany przez Bramę Piekielną do tego świata. Przyszedł z samych czeluści piekieł, by tylko się ze mną zmierzyć – rzadko kto widział oczy Dexa, ale gdy komuś udało się to zrobić, mógł dojrzeć tańczącą rządze krwi w jego oczach. Rączce właśnie się udało – Więc stawię mu czoła, ze świadomością przegranej.
- I czy tylko po to tu przyszedłeś? – spytał Rączka – Wiem że nie… Zapewne masz sprawę w związku z tym twoim przeciwnikiem.
- Tak, mój przyjacielu – odparł mu, siadając na fotelu – Wiem że to dla ciebie trudne, ale nalegam po raz wtóry: wejrzyj w głąb mojego umysłu i powiedz mi, czym jestem? Co się ze mną stało i dlaczego niczego nie pamiętam!
- Wybacz, ale nie mogę tego zrobić – Rączka spuścił głowę w dół – Pamiętasz, że ostatnim razem gdy próbowałem, prawie zginąłem a ty straciłeś kontrolę nad swoją mocą? Nie możemy ryzykować ponownie.
Dex wstał i uczynił gest ręką. Pokój przeobraził się w zieloną polane, na której rosły kwiatki, a na niebieskim niebie płynęły sobie spokojnie chmurki, zasłaniając grzejące mocno słońce.
- Uwielbiam tą iluzje – powiedział po chwili do zadziwionego Rączki – Zawsze mnie uspokaja, ale po chwili Ona wraca jak bumerang – Wskazał na jedna z chmur, która przybrała kształt Fern – Nie wiem dlaczego, ale jest ona silnie powiązana z moją przeszłością, której ja nie pamiętam.
Umilkł na chwilę. Rączka nadal był zafascynowany tą aluzją. Była ona wręcz realistyczna. Czuł zapach kwiatów. Mógł je dotknąć, pozbierać i zanieść Verze. Ale nadal dręczyło go to, że nie może w żadnej sposób pomóc Dexowi.
- Rączka… - powiedział po chwili głosem znudzonym i jakby cierpiącym – Czym ja jestem? Wampirem? Czy może potworem?
Rączka zatrzymał się podczas zbierania kwiatów. Zastanawiał się nad tym pytaniem. Z jednej strony Dex był kiedyś wampirem, ale po jego nieobecności i nieoczekiwanym powrocie jest czymś więcej… Ale nie można go określić jako przedstawiciela jakiejś z ras. Więc pozostaje potwór…
Aluzja nagle znikła, a twarz Dexa spowił mrok. Rączka wiedział, że jego przyjaciel zwęszył kolejnego ze swych przeciwników.
- Wybacz że zająłem twój czas – powiedział do Rączki na odchodne – Ale czuję tego sukinsyna Yasu… Bywaj.
Po tych słowach otworzył drzwi i wyszedł przed siebie. Vera spoglądała na niego z niepokojem. Gdy był już na schodach poza domem, zatrzymał się.
- Dam ci dobrą rade: nie zdejmuj dziś twojej rękawicy. Przyda ci się.
Po tych słowach odszedł przed siebie, znikając po chwili w gęstym lesie.
Rączka zastanawiał się chwilę, co miało to oznaczać, po czym ruszył w stronę Very z bukietem kwiatów. Wręczył go zaskoczonej ukochanej, po czym bez słowa udał się do swojej biblioteczki.
Demon… coś o tym czytałem… - pomyślał, przeszukując spisy treści swych książek. Po chwili znalazł to, czego szukał:

Gdy czarnoksiężnik przywołuje Demona poprzez Bramę Piekielną, na świecie odradza się też losowo wybrana postać, która nie żyje od jakiegoś czasu. Tym sposobem równowaga świata i zaświatów pozostaje niezachwiana.
Jednak od czasu zniszczenia wszystkich Bram (celowo pomijam te, które się zachowały a których nikt nie potrafi zniszczyć i otworzyć) nikomu jeszcze nie udało się przyzwać bestii piekielnej na ten świat.

Przypadkami takiego przywołania…


To z kolei oznacza – pomyślał, odrywając wzrok od książki, siadając na krześle i spoglądając w okno – Że jeśli to co mówi Dex jest prawdą, a prawdą jest na pewno, oznacza że pojawił się nam tu ktoś kto nie żyje od dawna…
Uwagę Rączki przykuł wóz, który jechał po drodze prowadzącej do jego domu. Gdy był coraz bliżej, poznał swojego dobrego znajomego Inuyashe. Wstał i wyszedł do przedsionka.
- Dużo dziś mamy gości – powiedziała do niego Vera, myjąc naczynia – Ostatnimi czasy wiele osób ma do ciebie jakąś sprawę – po tych słowach uśmiechnęła się do niego.
Rączka wyszedł na dwór. Inuyasha zatrzymał wóz, zsiadł z niego i ruszył w stronę Rączki.
- Witaj w mych skromnych progach – powiedział Rączka na powitanie, wyciągając rękę. Inuyasha uścisnął jego dłoń – Co cię do mnie sprowadza?
- Nie „co”, tylko „kto” – powiedział uśmiechając się – Chodź i sam zobacz.
Elf ruszył w stronę wozu, a za nim poszedł Rączka. Gdy do niego podeszli, mag zobaczył leżącego na nim mężczyznę. Inuyasha rozchylił koszulę człowieka i Rączce ukazał się Znak Zmartwychwstałego.
- W mordę… - zaklną Rączka – Czyli to co mówił Dex to prawda…
- Jaki Dex? – spytał zaskoczony Inuyasha – O czym on mówił?
- Mój znajomy – odparł Rączka, oglądając znak na mężczyźnie – Powiedział mi że na ten świat przyzwany został potężny demon… A przywołując demona równocześnie przywraca kogoś z zaświatów. Kim właściwie jest ten facet?
- To jest jeden z nejlepszych wojowników tego świata – odparł elf opierając się o wóz – Generał Bojcorz. Przywódca Rycerzy Starego Kodeksu – złożył ręce na piersi – Zapewne czytałeś o nim.
Inuyasha skoczył szybko w kierunku Rączki powalając go na ziemię. Na wysokości głowy Rączki w wóz zbiła się strzała.
- Ktoś cię chyba nie lubi – stwierdził ironicznie elf wstając.
- Już wiem co miał na myśli Dex, mówiąc bym nie ściągał rękawicy… - stwierdził mag, widząc idącą ku nim postać.
Był to mężczyzna. miał budowę człowieka, a wokół niego latały błyskawice. Prawą dłoń miał skrytą w ogniu, a lewa wyglądała jakby była oblana wodą.
- Inuyasho, zabierz Bojcorza do mojego domu i chroń jego oraz moja kobietę – powiedział Rączka podciągając swoją rękawicę – Ja się nim zajmę.
Elf wziął na swoje barki nieprzytomnego człowieka i pośpiesznie wszedł do domu. Za nim zamknęły się drzwi. Tajemniczy mężczyzna był coraz bliżej.
- Rozumiem, że nie przybyłeś tu po przyjacielską radę – rzucił chłodno do zbliżającego się przeciwnika – Czego tu szukasz?
- U kresu swego życia powinieneś znać powód swej śmierci – powiedział, zatrzymując się kilka metrów przed Rączką – Uznaj to jako wyraz mojej litości.
Rączka zaśmiał się ironicznie.
- Pewnym osobom z góry nie spodobało się kilka twoich postaw względem wydarzeń, które się tutaj dzieją – mówiąc to, stał cały czas nieruchomo – Mam rozkaz pozbycia się Ciebie.
Rączka przeczuwał że o to chodziło… Nie, on to wiedział. Był gotowy stanąć do walki, jednak nie widział na oczy nigdy kogoś… czegoś takiego jak ten przeciwnik. Żaden mag przecież nie potrafił kumulować wokół siebie żywiołów, a co dopiero trzech naraz.
- Kim jesteś? – spytał spokojnie. Nie wiedział tylko, że jego głos był bardziej przerażony niż spokojny.
- Zwą mnie Parodista – odparł, po czym z nieludzką szybkością podniósł rękę rzucając w Rączkę kulą ognia.
Mag był przygotowany na odparcie ataku – kula ognia odbiła się od niewidzialnej tarczy, którą wytworzył po kryjomu już na początku rozmowy. Rączka odbijając tarczą zaklęcie, zamknął na moment oczy. Ten moment wystarczył, by stracił przeciwnika z pola widzenia. Wytężył wzrok, ale nie ujrzał go nigdzie. Wtedy ktoś kopną go w plecy, przez co przewrócił się na ziemię. Momentalnie odwrócił się rzucając zaklęciem zamrożenia. Jednak Parodista błyskawicznie uskoczył w tył, unikając czaru.
Wampir posługujący się magią? – zdziwił się Rączką podnosząc się. Jednak nie mógł zastanowić się nad tym dłużej, gdyż leciały ku niemu dwie błyskawice. Zacisną dłoń w pięść i uderzył nią o ziemię. Symbol na jego rękawicy zapalił się, a przed nim wyrosła w ostatniej chwili ściana ziemi. Nie czekając długo, wytworzył ponownie magiczną tarczę i wyszedł zza osłony. Parodista tylko na to czekał. W stronę Rączki posłał przeplatający się strumień ognia, wody i błyskawic. Uderzenie tego zaklęcia o tarczę odrzuciło maga kilka metrów w tył. Gdy upadł na ziemię, przez chwile nie mógł złapać oddechu. Nie miał jednak czasu na odpoczynek: przeciwnik stworzył magiczny miecz z którym zaczął biec ku Rączce. Mag również wyczarował miecz. Jednak miał on zachwianą strukturę: co chwila jakaś jego część na kilka sekund znikała. Rączka odbijając atak Parodisty i zastanawiając się co się dzieje z jego magią, ujrzał lekko rozdarty znak na swej rękawicy. Jego morale pogorszyły się: rękawica to była jedyna rzecz zdolna go ocalić – a teraz okazało się że nie jest niezniszczalna.

Chwilę zwątpienia Rączki wykorzystał Parodista, tworząc w drugiej ręce sztylet, którym następnie przebił dłoń maga. Rączka osunął się na kolana z bólu i od razu dostał w twarz kolanem przeciwnika. Padł na ziemię, a Parodista zdarł z jego dłoni rękawicę i wbił sztylet w ziemię unieruchamiając rękę maga, po czym odszedł od pokonanego. Zatrzymał się kilka metrów dalej, po czym odwrócił się momentalnie i z obu dłoni wystrzelił pocisk, który przy zetknięciu z Rączka eksplodował. Po magu został tylko wielki lej w ziemi. Parodista patrzył przez chwilę na swoje dzieło, po czym odwrócił się i odszedł przed siebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karypto
Rycerz


Dołączył: 31 Gru 2007
Posty: 1450
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Strzelin
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:25, 29 Maj 2009    Temat postu:

Oł maj gat zabiłeś Rączkę to było... cudowne(taki żarcik), ale jeśli kiedyś okaże się że on przed tymi pociskami się teleportował to będzie takie trochę naciągane.Jeden z lepszych chapterów czekam na kolejne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kot
Adept walki


Dołączył: 11 Cze 2009
Posty: 270
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce/Myrtana/Dwa Światy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:53, 01 Lip 2009    Temat postu:

Sorki, Dex, ale co jest z Twoim opowiadaniem?
Odechciało Ci się pisać, czy brak weny?
Czytałem i (nie komentuje się administracji) czekam na ciąg dalszy, a tu nagle ......................... długa przerwa. Pominąwszy powtórzenia, literówki i inne drobne błędy, to na prawdę mnie zaciekawiło.
Masz łeb, chłopie (no, tylko mi się nie obrażać, dobra? To było po przyjacielsku)!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DexKanon
Wojownik


Dołączył: 04 Lut 2008
Posty: 928
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:35, 01 Lip 2009    Temat postu:

Niestety, jakoś mi się kończyc nie chce - może za jakiś czas... Teraz skupie się nad innym projektem pisemnym Razz . Ale na razie o tym cicho sza Smile .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kot
Adept walki


Dołączył: 11 Cze 2009
Posty: 270
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce/Myrtana/Dwa Światy
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 11:48, 02 Lip 2009    Temat postu:

To nie bądź takim skrytym szefem i podziel się tym, co wykoncypowałeś, z kolegami!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GOTHIC WEB SITE Strona Główna -> Twórczość własna użytkowników Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin