Epikur
Wojownik
Dołączył: 15 Maj 2016
Posty: 739
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z mroku pochłaniającego mą duszę. Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 10:39, 15 Sie 2016 Temat postu: Początek końca |
|
|
Prolog
Mężczyzna stał bez najmniejszego ruchu, zdawał się wpatrywać w nicość, a ta bez wahania mu odpowiedziała. Fala wizji zalała jego umysł i pokonując opory fizyczne, rzuciła na kolana. Ze zdrowego oka toczyły się łzy, a drugie naznaczone pionową blizną nie poddawało się żadnym bodźcom.
- Mistrzu Angarze. Co się stało? - Do klęczącego wojownika podbiegł zaniepokojony szermierz, wpatrujący się ze strachem na zły stan dowódcy.
- Nadchodzi kres. - Odpowiedział z trudem. - My wszyscy... Już jesteśmy martwi.
Blask słoneczny, z trudem przebijający się przez barierę, opromieniał plac wymian, skąd właśnie więzienie opuszczała kolejna porcja rudy, jedna z ostatnich.
- Gomez się wściekł, co nie? - Spytał blady wojak, o głowie łysej jak kolano, która wprost z nienaganną mocą odbijała światło.
- Ta, Orry. - Odpowiedział drugi, po dłuższej chwili milczenia. - Ten kopacz, który spieprzył został rzucony ścierwojadom na pożarcie.
Obydwaj zaśmiali się ochryple.
Straż opuściła siedzibę magów, prosto na spotkanie ze zdenerwowanym magnatem.
- Wszystko załatwione? - Upewniał się, jednocześnie wodząc wzrokiem od lewej do prawej.
Pluton egzekucyjny zgodnie potwierdził powodzenie misji, a umaczane w czerwieni ostrza, miarowo obijały im się o biodra.
Wąski strumyczek krwi wypłynął z jednej z komnat, zagłębiając się pomiędzy kamienie tworzące podłoże. Pentagram piętro wyżej całkowicie został pochłonięty przez piętno śmierci.
W tym samym czasie bramy obozy przekroczył oddział straży pod wodzą czarnowłosego wojownika, dzierżącego w dłoni, niebezpiecznie wyglądający topór. Udali się w nieznane, prosto na terytoria orków.
Wszyscy magowie Wody zebrali się dookoła pentagramu, zaś ich energia astralna, otoczyła krąg błękitną bańką. Trzech upadło już po chwili, zszokowani i zaskoczeni losem, kolejna dwójka zaprzestała po okresie nie dłuższym niż minuta. W końcu ostatni z nich zerwał czar, jego zaskoczenie sięgnęło zenitu, zaś z oczu bił bezbrzeżny smutek.
- Już czas! Posłać po Lee. - Rzucił krótko w przestrzeń.
Starszy mężczyzna, ubrany w czarną szatę, złorzecząc pod nosem, wspinał się po drabinie. W końcu dotarł na szczyt i zanurzył dłonie w rozległych rękawach, by następnie wyjrzeć na zewnątrz. Bicie orkowych bębnów nasiliło się ostatnimi dniami, lecz teraz nadeszło apogeum. Oczy zakryte zaćmą wpatrywały się w to wszystko i w wiele więcej, czego zwykły człowiek nie ujrzałby.
- Za szybko. Zostało nam niewiele czasu. - Mruknął by po chwili zniknąć w rozbłysku światła. Pozostał po nim jeno smród siarki.
Dwóch mężczyzn przemieszczając się od drzewa do drzewa, przekradło się obok stanowiska straży, by po chwili wybiec na otwardą przestrzeń, pokryty kamieniami piasek trzeszczał pod ich stopami, aż w końcu dotarli do drewnianej palisady i kiwnęli trzykrotnie głowami. Żelazny grot zniknął spomiędzy desek.
Wkrótce znaleźli się naprzeciw brodatego mężczyzny, od którego na metr śmierdziało ryżówką.
- Jest źle. Stara kopalnia została zamknięta, zaś siepacze Gomeza zabijają każdego kogo ujrzą. - Powiedział pierwszy z przybyszy.
- A czemu... - Pijackim głosem odpowiedział herszt. - Miałoby... Hik... Mnie to interesować?
Chatka na odludziu zawsze była unikana, lecz tym razem zebrało się tam kilka osób. O dziwo jedną z nich był mag Ognia, zaś sam ciemnoskóry właściciel częstował przybyszy wodą, a dwóch strażników świątynnych dorzuciło do tego zupę. Zupę z pełzacza. Nieopodal przy ognisku stał strażnik, bez przerwy pijąc i starając się zapomnieć o przeszłości. Na miejsce przybył także wojownik w ciężkim pancerzu wojownika. Włosy spięte w kucyk, miarowo obijały się o jego barki, zaś szare oczy nieustannie wyszukiwały zagrożenia, tym samym brodata twarz sprawiała wrażenie zafrasowanej.
Górska forteca, będąca ongiś siedliskiem harpii, obecnie stwarzała wrażenie opuszczonej. Jedynie coś miarowo kapało na ziemię, tworząc coraz większą kałużę. Czerwona ciecz wyciekała spomiędzy prętów klatki, w której siedział zamknięty nowicjusz, z wieloma ranami na ciele i twarzą wykrzywioną przerażeniem.
Po więzieniu krążyły cienie, zaś z każdą kolejną chwilą więzienie skrywało się w coraz większym mroku. Nadchodził dzień sądu, kres wszystkiego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|