Forum GOTHIC WEB SITE Strona Główna GOTHIC WEB SITE
Forum o grach z serii Gothic
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Krater Horror

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GOTHIC WEB SITE Strona Główna -> Twórczość własna użytkowników
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Cannibals
Adept walki


Dołączył: 22 Sty 2008
Posty: 318
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: napierdala ten song
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:50, 06 Mar 2008    Temat postu: Krater Horror

A więc tak jest to nieskończone opowiadanie mojego autorstwa.
Nic wielkiego ponieważ nie mam talentu Razz

Sorki że tak zrobię ale każdy rozdział dodam jako nowy post bo są one dość długie i się będzie może i lepiej czytać Razz


Rozdział Pierwszy


Trąbienie i trąbienie.Ciągłe trąbienie.Głos trąbienia doprowadzał już Steve'a do szaleństwa.Jak by tego mało było dwóch kierowców wdało sie w ostrą sprzeczkę tuż nad oknem samochodu Steve'a.
-Cholera jasna!-Powiedział mężczyzna sam do siebie-Kto wam imbecyle dał prawo jazdy!Ten stary pryk nie popuści mi kolejnego spóźnienia-Zdenerwowany mężczyzna walną pięścią w kierownicę,efektem czego wydobył się krótki sygnał klaksona.
-Czemu,czemu zawsze mi się to przytrafia?
Steve dobrze wiedział,że uniknął by utknięcia w korku gdyby wcześniej nie odwiózł do szkoły Maggie.Próbował tego uniknąć gdy córka go o to poprosiła,ale zanim zdarzył coś powiedzieć siedziała już w samochodzie.
Poza tym gdyby jej odmówił Meggie wpadła by w histerie i nie odzywała by się do niego przez tydzień.
No przynajmniej przez tydzień nie musiał bym je odwozić-powiedział do siebie w myślach Steve ale jego myśli przerwał klakson samochodu stojącego za nim.
-Czego trąbisz idioto-Warkną Steve ale szybko się zorientował się,że samochód prze nim ruszył się o dwadzieścia metrów.
-No świetnie.Ehhh-Westchnął mężczyzna-Za dziesięć minut dziewiąta,na pewno nie zdążę do pracy-Powiedział mężczyzna patrząc załamanym wzrokiem na zegarek.


***


Samochód z piskiem opon wjechał na parking dla pracowników.
Stary parkingowy John wyszedł ze swojej budki żeby zobaczyć co się dzieje.Był to stary,niski mężczyzna po pięćdziesiątce z łysiejącą głową i siwą brodą.Przez pracowników był nazywany Krasnalem Parkingowym dla tego że był niski i miał swoją siwą brodę.John nie lubił tego no ale co on zwykły parkingowy mógł zrobić.Musiał z tym jakoś żyć i tak dobrze,że udało mu się zdobyć tę pracę.Szukał już wszędzie i wszędzie mu dziękowali.Z brakiem nadziei zgłosił się do firmy sprzedającej nieruchomości.Nie liczył,że go przyjmą od razu spisał się na straty jednak chyba los się do niego uśmiechnął i dostał stanowisko parkingowego.
W prawdzie nie znosił tych wszystkich snobów jeżdżących drogimi samochodami ale płacili mu i to dobrze.
-Oho-Powiedział staruszek-Poczciwy Steve jak zwykle spóźniony.
Steve był jedynym pracownikiem firmy który tak naprawdę go szanował.
John nie widział czy z litości czy też miał on dobre serce.
Jakkolwiek by nie było staruszek lubił go.Lubił z nim pogawędzić o niczym i wolnym czasie rozegrać partyjkę szachów.
Kiedyś nawet razem wybrali się na ryby.
John trochę głupio się czuł łowiąc na swoja starą poklejoną wędkę gdy Steve korzystał ze sprzętu pierwszej klasy.Jednak nie dał tego po sobie poznać.Mężczyzna nie zostawił tego od tak o i podarował staruszkowi jedną ze swoich wędek i mimo i John nie chciał przyjąć tego prezentu w końcu się złamał i przyjął go jako wcześniejszy prezent urodzinowy.
-Dzień dobry panie Steve-powiedział serdecznie staruszek.
-Cześć nie mam czasu za parkuj mój samochód-Odpowiedział mężczyzna po czym rzucił niedbale klucze do Johna a sam zniknął na schodach prowadzących na wyższe poziomy budynku.
Mężczyzna jeździł czarnym mercedesem ze składanym dachem.
John zawsze marzył o takim wozie ale z pensji parkingowego ledwo mógł pozwolić sobie na bilety na dojazd do pracy.
W prawdzie mógł by zamieszkać w przyczepie w której przesiaduje całe dnie podczas pracy ale dom to dom zawsze chętnie do niego wraca po całym dniu pracy.
-No nic-powiedział staruszek-Gdzie by tu zaparkować samochód steve'a.


***


Steve biegł po schodach jak oszalały.
Wiedział,że jest spóźniony i jedna czy dwie minuty nie uchronią go przed
spotkaniem ze starym prykiem Tedem.
Jednak biegł najszybciej jak tylko mógł gdyż dziś miał bardzo ważnego klienta i wiedział,że gdyby go stracił to Ted naprawdę dał by mu popalić.
-Przepraszam śpieszę się-Powiedział Steve do sekretarki którą prawie staranował po drodze.Gdyby nie odskoczyła to kto wie co mogło by się stać.Mężczyzna biegł tak szybko,że nie widział co się przed nim dzieje.
Gdy był już blisko swojego biura zobaczył mężczyznę wychodzącego ze środka.Elegancko ubrany facet z cygarem i walizką w dłoni właśnie kierował się do wyjścia gdy Steve go zawołał.
Halo!-Wołał Steve-Panie Lance proszę czekać,halo.Mężczyzna odwrócił się i zatrzymał.
-Bardzo pana przepraszam za spóźnienie-Tłumaczył się Steve-Ale wiem pan jak to jest korki i w ogóle...
-Nie nie wiem-Odpowiedział mężczyzna-Gdyby nie zależało mi na tej transakcji już dawno by mnie tu nie było.
-Jeszcze raz bardzo przepraszam.
-Nie tłumacz sie już i weźmy się w końcu za interesy.A na przyszłość niech pan wcześniej wychodzi do pracy.
Wcześniej-Pomyślał Steve-To nie moja wina,że musiałem zawieść córkę do szkoły.
Jednak nic nie mówiąc weszli razem do biura.
Steve usiadł na swoim krześle za biurkiem,a mężczyzna na wprost niego.
-Jeszcze tylko przygotuję wszystkie papiery-Powiedział mężczyzna
-Nie ma problem ja skończę palić moje cygaro-Odpowiedział Lance
Steve nie palił i nie lubił jak ktoś przy nim pali,a zwłaszcza w jego biurze.
Jednak nic nie mógł zrobić nasz klient nasz pan.
Chciał jak najszybciej zakończyć tę męczarnie wygrzebał wszystkie potrzebne papiery z biurka.
-No więc zajmijmy się interesami...


***


-Jeszcze raz dziękuje i gratuluję udanego interesu.Dowidzenia-Powiedział Steve i uścisnął rękę pana Lanca.
Już miał wracać do swojego biura kiedy zauważył,że na korytarzu stoi
Sandra.Jej widok zazwyczaj wróżył kłopoty.
-Dzień dobry Sandro-Powiedział Steve
-Dla kogo dobry dla tego dobry-Odpowiedziała kobieta-Pan Ted prosi cię do swojego biura.
Steve aż przełknął ślinkę i skierował się do biura dyrektora.
To już koniec na pewno mnie zwolni-powiedział do siebie w myślach-Wywali mnie na zbity pysk.Już mogę szukać nowej pracy.
Mężczyzna nie pewnym ruchem ręki zapukał lekko do drzwi.
-Proszę!-Odezwał się głos zza nich.
Krokiem skazanego Steve wszedł do biura.
-A to pan panie Steve-Powiedział Dyrektor Ted.
Ted był lekko otyłym łysiejącym na czubku głowy mężczyzną po czterdziestce.Pracownicy czuli do niego respekt.
Bali się go bardzo jednak często przy przerwie obiadowej żartowali,że na obiad to on pewnie zjadał jedno albo dwoje małych dzieci i dlatego jest taki gruby.
-Dzień Dobry panu.Ja...Ja...-Próbował wykrztusić Steve
-No pan co!-W głosie Ted'a dało się usłyszeć zdenerwowanie.
-Ja bardzo przepraszam za spóźnienie.To już się nie powtórzy-Tłumaczył się mężczyzna.
-Nie powtórzy?-Zapytał zirytowanym głosem Ted-Powtarzasz to za każdym razem!Dziś prawie straciliśmy naszego najlepszego klienta!Ciesz się,że udało ci się podpisać tę umowę,bo gdyby nie to wywalił bym cię na zbity pysk!-Wrzeszczał mężczyzna-A teraz zejdź mi z oczu zanim zmienię zdanie.-Powiedział Ted wskazując na drzwi.
Steve wyszedł z biura jak pies z podkulonym ogonem.
Wróciło do swojego biura i usiadł na krześle.
Włożył rękę do kieszeni chwile w niej poszperał.
Wyjął i włożył do drugiej kieszeni.
Szuka chwilę i nic.
Wstał jakby ktoś mu podłożył pineskę na krześle i raz jeszcze sprawdził kieszenie.
-Cholera!-Wrzasnął-Jeszcze mi brakowało żeby zgubić klucze od samochodu!
Zdenerwowany wybiegł z biura w poszukiwaniu zguby.
Ze zdziwieniem przyglądała mu się Sandra.
Po schodach prowadzących na niższe poziomy i parking wszedł John.
-Dzień dobry pani Sandro-Powiedział staruszek.Prawie pożarł wzrokiem Sandrę ubraną w zieloną spódniczkę mini i króciutką koszulkę na ramiączkach z ogromnym dekoltem.Każdy pracownik biura oglądał się za Sandrą.Młodziutka sekretarka pracowała tu od niedawna i chyba spodobało się jej,że każdy ją podziwia dlatego też ubierała się w coraz bardziej wyzywające ubrania.
-Dzień dobry panu-Odpowiedziała od niechcenia kobieta.
-Dlaczego pan Steve czołga się po ziemi jak szalony?
-Nie wiem.Najlepiej niech pan go o to zapyta,ja mam bardzo dużo pracy-Odpowiedziała sekretarka i zniknęła za rogiem.
-Dzień dobry panie Steve-Powiedział z uśmiechem na twarzy staruszek.
-A Cześć John-Odpowiedział mężczyzna dalej chodząc na czworaka po ziemi.
-Coś się stało?
-Nie nic.Zgubiłem klucze od samochodu.
Na odpowiedź Steve'a staruszek zaśmiał się lekko.
-Czy aby te klucze pan zgubił-Powiedziła John wyjmując z kieszeni brelok z kluczami.
-Oh John kumplu mój.Całkowicie zapomniałem.Dziękuje ci bardzo,że mi je przyniosłeś
-Proszę bardzo zaparkowałem tam gdzie zawsze.
-Dzięki John jesteś świetnym kumple.
-Oj schlebia mi pan-Staruszek odwrócił się próbując ukryć zawstydzenie.-To tylko moja praca.
-Ale i tak ci bardzo dziękuje.No nic to ja wracam do pracy.-Powiedział Steve.John także skierował sie w stronę schodów prowadzonych na parking.
-Aha!John-Zawołał Steve za staruszkiem-Jutro rano przed pracą wpadnę do ciebie na partyjkę szachów.
Staruszek nic nie mówiąc kiwnął tylko głową w geście potwierdzającym i zniknął na schodach.
Już spokojny Steve wrócił do swojego biura rozsiadł się w krześle chwilkę pomyślał po czym wyjął z biurka jakieś papiery i wziął się do pracy.


***

-Cześć kochanie!-Powiedziała Suzy witając męża pocałunkiem w policzek.-Jak tam w pracy?
-Oj okropnie bardzo okropnie-Powiedział mężczyzna i odwzajemnij pocałunek w policzek.
-Coś się stało-zapytała zaniepokojona kobieta.
-Nie nic-Odpowiedział Steve.
-No przecież widzę.
-Stary Ted dał mi dziś popalić.Nie chcę o tym rozmawiać kochanie.
-Dobrze-Odpowiedziała kobieta i westchnęła.
-Muszę dziś wcześniej iść spać-Powiedział Steve.
-Dobrze-Powiedziała Suzy a na jej twarzy pojawił się grymas i smutek.
Steve od razu zrozumiał o co chodzi.Obiecał jej,że gdy wróci z pracy będą się kochać.
-Przepraszam kochanie.Tak wyszło ale obiecuję,że nadrobimy to.-Powiedział Steve i skierował się do łazienki.

Rozdział Drugi

-Pionek na B5-Powiedział Steve i przesunął figurę na zapowiedzianą pozycję.
Już od ponad godziny siedział w przyczepie parkingowego i razem z Johnem grali w szachy.Staruszek siedział na przeciw niego i gładził ręką swoją siwą brodę.Ubrany był w uniform parkingowego i czapeczkę która zasłaniała jego łysinę.Jego siwa broda sięgała aż do blatu i prawie wpadała do kawy która przed nim stała.Na piersi Johna widniała plakietka JOHN GRIDER PARKINGOWY.Mężczyzna naprawdę wyglądał jak krasnoludek jednak Steve nigdy mu tego nie powiedział.Wiedział,że wszyscy tak o nim mówią i na pewno John o tym wie jednak on sam nigdy tak go nie nazwał.
Kiedyś nawet prawie pobił jednego z pracowników firmy gdy ten naśmiewał się ze staruszka.
-To ja stawiam wierzę na E4-Odparł John i przesunął figurę.
John jak na swój wiek trzymał się bardzo dobrze.Nie miał żadnych problemów ze słuchem lub wzrokiem.
Steve widział raz jak biedny staruszek sam rozładowywał wodę z samochodu i zanosił ją na każde piętro budynku aby zamontować w automatach.
-Może jeszcze kawy?-Zapytał John i wstał kierując się do ekspresu z kawą.
-Nie dziękuję-Odparł mężczyzna i lekko się zaśmiał-Dwie w zupełności mi starczą.
Przyczepa Johna nie była wielka jednak zawierała to co jest potrzebne do życia.
Malutki telewizor w rogu pewnie pomagał staruszkowi zabijać czas.
-Może zjesz kawałek ciasta?-Zapytał grzecznie John dolewając sobie kawy do szklanki.
-Bardzo chętnie-Odparł Steve i posłał staruszkowi uśmiech.
Staruszek sięgnął do swojej malutkiej lodówki i wyją talerz z pokrojonym w kawałki ciastem.
-Proszę bardzo częstuj się-Orzekł John podsuwając talerz mężczyźnie pod nos.Steve wziął kawałek i kiwną głową w podziękowaniu.
-Pyszności-Powiedział mężczyzna z pełnymi ustami-Kto je piekł twoja żona?
Staruszek nagle poszarzał.Usiadł i spuścił głowę w dół
-Nie.Orzekł spoglądając w podłogę-Moja żona odeszła.
-Rozwód?-Zapytał Steve przy okazji przełykając ciasto.
-Nie-Oczy staruszka nagle się zaszkliły-Miała wypadek samochodowy.
Ona i moja córka zginęły na miejscu tylko ja przeżyłem.
-Bardzo mi przykro z tego powodu-Odrzekł Steve.I z jego twarzy zniknął uśmiech.Nastała niezręczna cisza.Obaj mężczyźni patrzyli przed siebie,żaden nie wiedział co powiedzieć gdy Steve nagle wypalił.
-Co byś powiedział żebyśmy pojechali na ryby w weekend-Powiedział mężczyzna ale szybko zrozumiał,że to co powiedział głupie.
-Przepraszam-Tłumaczył Steve-Jestem głupi.Po co ja się w ogóle odzywałem.Jestem najgłupszym...
-Przyjacielem jakiego miałem-Wtrącił staruszek-To co było to minęło,nie będę żył przeszłością i bardzo chętnie wybiorę się z tobą na ryby.Powiedział staruszek i posłał przyjazny uśmiech.
-No dobrze to jesteśmy umówieni-Odparł Steve,który ucieszył się,że staruszek się zgodził i udało mu się wybrnąć z niezręcznej sytuacji.-Ale teraz przepraszam cię ale muszę już iść.Przyjechałem do pracy prawie dwie godziny wcześniej i głupio było by się spóźnić.
Poza tym stary Ted chyba zjadł by mnie za to na obiad-Dopowiedział mężczyzna i lekko się zaśmiał
Staruszek zareagował tak samo.
Pożegnali się i Steve wyszedł z przyczepy Johna.
Parking który rano świecił pustkami prawie w całości zapełnił się samochodami.
Mężczyzna powolnym krokiem skierował się w kierunku schodów prowadzących na wyższe poziomy budynku.
Nie spiesząc się wchodziło po schodach.
Na parterze przywitał się z panią z recepcji.
Od kiedy tylko pamiętał to chyba nigdy nie powiedział jej "Dzień dobry"
Przez chwile zastanowił się czy jego życie tak szybko pędzi,że nie jest w stanie powiedzieć tych dwóch prostych słów?
Wchodząc po schodach na pierwsze piętro spotkał Sandrę.
Jak co dzień miała króciutką koszulkę na ramiączkach i jeszcze krótszą spódniczkę.Zapach jej perfum na pewno nie jednego mężczyznę doprowadził do szaleństwa.
-Dzień dobry-Skinął z grzecznością Steve
-Dzień dobry-Odrzekła kobieta-Widzę,że dziś pan się nie spóźnił.
-Nie,nie dziś-Odparł mężczyzna,lekko się zaśmiał i poszedł dalej.
Mimo iż Sandra była bardzo atrakcyjną kobietą Steve nigdy nie pokazywał zainteresowania nią.
Ona także to zauważyła dlatego też nie próbowała z nim flirtować.
Mężczyzna zatrzymał się na chwilę w przejściu i spojrzał przez wielkie okno na malutki sklepik otoczony wielkimi biurowcami.
Ten to musi mieć ruch-Powiedział do siebie w myślach Steve.
Dobrze pamiętał jak pierwszy raz był w tym sklepie.
Stał piętnaście minut w kolejce.Od tamtej pory omijał go wielkimi łukami.
Stał tak jeszcze chwilę wpatrując się w ludzi którzy to wchodzi to wychodzili ze sklepu po czym skierował się do swojego biura.
Niewielki gabinet z małym biurkiem na środku,kilkoma szafkami przy ścianie i paroma dyplomami powieszonymi na niej.
I to jest moje biuro-Pomyślał Steve-Za to wszystko co zrobiłem dla tej firmy.
-No nic weźmy się do pracy-Cichutko do siebie szepnął i usiadł na krześle za biurkiem.
Wyjął kilka dokumentów z biurka i wziął się do pracy


***

Pracę Steve'a przerwało pukanie do drzwi.Mężczyzna chwilę się zastanawiał którzy to może być.Nie miał żadnej umówionej wizyty i nie spodziewał się też,że ktoś go odwiedzi.Po krtutkiei chwili zaprosił nieznajomego do swojego gabinetu.Nieznajomym który zakłócił pracę Steve'a była Sandra.
-Słucham.W czym mogę pomóc?-Zapytał mężczyzna spoglądając na kobietę.
-Dyrektor Ted prosi pana do swojego gabinet-Odparła kobieta i szybko opuściła gabinet Steve'a.
Czego może chcieć ode mnie ten stary pryk-Pomyślał chwilę Steve po czym wstał i wyszedł ze swojego gabinetu-Przecież byłem dziś na czas w pracy.
Z niepewnością zapukał do drzwi dyrektora.W odpowiedzi otrzymał zaproszenie.To co go zdziwiło głos brzmiał miło,wręcz bardzo miło.
Mężczyźnie wydało to się bardzo podejrzane,gdyby mógł uciekł by jak najdalej,ale nie mógł.Musiał stawić czoło temu co ko czeka chodź nie wiedział co go czeka.


***


-Zapraszam,zapraszam proszę niech pan siada-Dyrektor Ted chyba był w bardzo dobrym humorze.Odkąd Steve pamiętał ten stary pryk nikogo nie poprosił żeby usiadł.-Może się pan czegoś napije?Drinka?
Napije?!-Pomyślał Steve.Stary Ted nigdy żadnego klienta nie poczęstował drinkiem.Co najwyżej wodą z korytarza z automatu.
-Nie dziękuję-Odparł mężczyzna-Nie piję w czasie pracy.
-I to w tobie lubię!Solidny,punktualny i nie pije-Powiedział Dyrektor nalewając sobie szklankę whisky.
Punktualny?!-Kolejna myśl nawiedziła Steve'a-Chyba zapomniał o wczorajszym spóźnieniu.I o tym jak mnie potraktował.
-Wołał mnie pan tak?-Zapytał niepewnie mężczyzna.
-Tak synu wołałem cię-Głos starego Teda spoważniał-O tuż jest pewna mała sprawa.-Dyrektor wstał podszedł do okna i ciągnął dalej-Steve.Mogę tak mówić do ciebie?-Zapytał posyłając groźne spojrzenie mężczyźnie siedzącemu na krześle.Steve wyglądał jak by czekał na wyrok.Lekko pobladł i ze zdenerwowania machał nogami.Niepewnie skinął w geście potwierdzającym.
-A więc Steve-Ciągną Ted-Pracujesz u nas,czekaj niech policzę-Dyrektor zamyślił się na chwilę-osiem lat.To jest kupa czasu.Jesteś naszym najlepszym pracownikiem jak zapewne wierz.Zapewne też wierz,że nasza firma jest na skraju bankructwa.
Twarz Steve'wa przybrała podejrzliwy wyraz.Dobrze wiedział,że firma ma się doskonale.Na tyle dobrze,że nie cały miesiąc temu zainwestowała w kilkaset mieszkań i domów w jakiejś dziurze.
-Chciał bym synu-Ted nadal mówił głosem poważnym jednak teraz go obniżył i starał się zgrywać dobrego kumpla-Zajął się problemami naszej firmy.Jak pewnie wierz miesiąc temu zainwestowaliśmy w mieszkania w pewnym mały miasteczku i to właśnie ciebie wybrałem żebyś sprzedawał nieruchomość w tym mieście.
Twarz Steve'a przybrała zdziwiony wyraz,a oczy prawie wystrzelił.
-Ale oczywiście ty też na tym zyskasz-Ciągnął dalej Ted-Dostaniesz podwyżkę,otrzymasz pięć procent z każdego sprzedanego domu i mieszkania oraz staniesz się członkiem firmy.
W Steve'wie wezbrała złość.To,że stary Ted chce wysłać go do jakiegoś wymarłego miasta żeby sprzedawał mieszkania wywołało w nim euforię.
Jednak z drugiej strony zawsze marzył o domu na jakimś odludziu,z dala od zgiełku wielkiego miasta kłopotów.Steve zastanowił się chwilę na przyjęciem propozycji.Dodatkowo wyższa pensja potęgowała w nim chęć przyjęcia propozycji.Stary Ted stał i wpatrywał się w niego jak w obrazek.
Wyraźnie było widać,że oczekuje odpowiedzi.
Niepewnym głosem Steve powiedział.
-Porozmawiam o tym z żoną.

Rozdział Trzeci

-Co?! Suzy nie wyglądała na zadowoloną po tym co usłyszała.
Mina na jej twarzy przypominała minę wilka który wpadł w sidła.
Była wściekła,a w duszy wyła z bólu.
Ból był okropny,jak by ktoś wbijał jej w plecy nóż.Jeden raz,drugi,trzeci i kolejny...
-I że niby mamy się przeprowadzić na jakieś odludzie?!-Zapytała prawie już czerwona ze złości kobieta.Steve chwile zastanawiał się po czym odparł.
-Tak kochanie.To jest dla nas życiowa szansa.Zawsze narzekałaś na mieszkanie w mieście.A teraz mamy szanse zamieszkać w spokojnym miejscu z dala od zgiełku wielkiego miasta.
-No tak ale...-Głos Suzy trochę złagodniał już nie krzyczała.
-Ale?-Zapytał nie pewnie mężczyzna,był gotowy na wszystko.
Razem z Suzy byli małżeństwem już od jedenastu lat więc znał ją bardzo dobrze,jednak nie był pewny co kobieta zrobi.Czy uderzy go czy też z płaczem żuci mu się na szyję.
-Ale...Ale ja nie chce zostawiać rodziny,przyjaciół-Odparła kobieta.
Jej głos już całkowicie złagodniała,a ona sama już ledwo powstrzymywała łzy.Steve zauważywszy to przytulił ją.
-Kochanie to dla nas szansa.A przyjaciół znajdziesz sobie nowych-Powiedział i przytulił ją mocnej,wtedy kobieta wybuchła płaczem.


***


Steve pakował właśnie kolejne rukiecie do kartonowego pudełka.
Rzeczy mało ważne i takie z którymi wiązał wiele wspomnień.
W jego ręku znalazła się podwieszana huśtawka na której huśtała się Meggie jak była jeszcze mała.
Przypomniało mu się jak kiedyś z niej spadła.
Przeżył wtedy horror.Suzy pojechała na zakupy zostawiła go na dwie godziny,a on nie potrafił przypilnować dziecka.Był pewny,że Suzy zrobi mu za to wielką awanturę jednak tak się nie stało.
Steve zawsze się zastanawiał czy zasłużył na tak wspaniała kobietę jaką była Suzy.On sam nigdy nie uważał się za dobrego męża czy ojca.
Nie pił,nie bił ich ale w duszy czuł,że nie jest dobrym mężem.
Jeszcze teraz.Zabiera dwie najważniejsze kobiety w jego życiu od rodziny,przyjaciół tylko dlatego,że jakiś ważniak zaoferował mu większą pensję.Kiedy był dziś w biurze,a pojechał tam tylko po swoje rzeczy chciał pójść do starego Teda,powiedzieć,że zmienił zdanie,że nigdzie nie jedzie i że może go nawet zwolnić.Już stał pod jego biurem wyciągał rękę,żeby zapukać ale uświadomił sobie,że bez pracy nie dal by sobie rady.
Przez te osiem lat które spędził pracując w tej firmie przyzwyczaił się do wygodnego życia.Po prostu nie potrafił odmówić sobie tych wszystkich dóbr.Drogiego samochodu,eleganckich garniturów,pięknego domu.
Nie,życie zwykłego szaraka nie było pisane mu.
Mężczyzna wziął kolejny przedmiot do ręki była to jego stara wędka.
Na te wędkę łowił jeszcze gdy był mały i jeździł na ryby razem z ojcem.
Nagle jego twarz zbladła jak by zobaczył ducha.
Ze zdenerwowaniem wyjął z kieszeni telefon komórkowy i wykręcił jakiś numer.Po 3 sygnałach odezwał się głos w słuchawce
-Halo?-Gruby męski głos należał do Johna
-Cześć Staruszku.Słuchaj mam pewną sprawę,ale nie jest to rozmowa na telefon.Mogę do ciebie wpaść teraz?-Zapytał nie pewnie Steve.
-Tak przyjeżdżaj-Odparł mężczyzna.


***


Nie minęło pól godziny a Steve był już u Johna.
Mieszkanie staruszka było małe skromne ale zadbane
Dwa pokoje.przedpokój,kuchnia i łazienka.
John zaprosił Steve'a do pokoju.
Niewielki pokój z zieloną tapetą.
Prz ścianie stał telewizor.
Był nie wiele większy od tego który John miał w swojej przyczepie.
Razem usiedli na dość starych już fotelach.
Steve po drodze kupił pizze i czteropak piwa.
W telewizji akurat leciał mecz więc jak to panowie każdy obstawił kto wygra.Po wypiciu połowy piwa,zjedzeniu dwóch kawałków pizzy i obejrzeniu trzech nieudanych akcji,Steve wyjaśnił o co chodzi.
Opowiedział o propozycji starego Teda i o tym,że sie przeprowadza.
Na koniec swojej opowieści dodał też,że chyba nie wybiorą się na planowane ryby.Powiedział to ze smutkiem w głosie.
Siedział chwilę i obserwował staruszka,czekał na jego reakcję na pierwsze słowo.
-Takie jest życie-Rzekł staruszek-Będzie mi ciebie brakowało.
Steve po raz kolejny w tym dniu poczuł żal sam do siebie.
Nie dość,że pozbawił wszystkiego co mają swoją żonę i córkę to jeszcze teraz pozbawił Jona możliwe,że jedynego przyjaciela.
-Mi ciebie też staruszku.Mi ciebie też-odrzekł także ze smutkiem mężczyzna.
Resztę wieczoru spędzili w ciszy.Nawet nie cieszyli się gdy drużyna którą typowali strzeliła gola.
Kidy przyszło się zbierać obaj uściskali się jak bracia bez słów bez niczego.
Uściskali się i Steve wyszedł.


***


Ostatnie spojrzenie na dom zanim go opuszczą.
Przez głowę Steve'a przeleciało setki wspomnień.
Tygodniami szukał domu który zagwarantował by jemu i jego rodzinie wspaniałe życie.
Kiedy pierwszy raz ujrzał ten dom zakochał się w nim,on i Suzy też.
W duszy czuł,że jest to idealne miejsce aby wychowywać córkę która lada dzień miała przyjść na świat.Wiązał z tym domem bardzo wiele wspomnień.Miłych i złych.A teraz miał to wszystko porzucić.
Odwrócił się na chwilę i przetarł oczy tłumacząc się,że coś mu wpadło.
Tak naprawdę to łzy popłynęła mu z oczu.Kiedy już napatrzył się na dom
obejrzał się i spojrzał na swojego mercedesa.
Nie należał już do niego.Nie mógł wzionąć go ze sobą.
To znaczy mógł to zrobić ale nie chciał.Chciał wkroczyć w nowe życie i zacząć wszystko od nowa.Poza tym przypominał by on mu dom w którym mieszkał i nie tylko.Steve wiedział co należy zrobić z samochodem.
Podarował go staremu John'owi.Staruszek wypierał się długo ale w końcu
Steve przekonał go i ten przyjął prezent.
Nie mogąc powstrzymać wzruszenia i łez przytulił Steve'a jak własnego brata.Nie interesowało go co staruszek zrobi z samochodem.
Poprosił go jednak o ostatnią przysługę.Chciał żeby John odwiózł go na lotnisko.Suzy nie rozumiała dlaczego oddał tak drogi samochód staremu dziadowi z siwą brodą sięgającą aż po klatkę piersiową.Jednak nie wtrącała się w to miała własne zmartwienia na głowie.
Steve miał wielu znajomych ale tylko staruszek był na lotnisku aby go pożegnać.
Tylko on ponieważ tak chciał mężczyzna.
Traktował Jona jak najlepszego przyjaciela i w tej chwil chciał aby to on był przy nim.
Zanim ruszy do odprawy przed lotem uściskał staruszka i szepnął mu kilka słów do ucha.
Gdy Suzy zapytała go o to co mu powiedział nie udzielił jej odpowiedział, szedł dalej w kierunku prowadzącym do wejścia na samolot.
Stojąc w wejściu odwrócił się jeszcze na chwilę,posłał staruszkowi przyjacielski uśmiech i pomachał mu rękom.Chwile potem znikną w przejściu prowadzącym do samolotu.

Rozdział Czwarty

Noc już zapadła nam miasteczkiem,tylko gdzie nie gdzie dało się dojrzeć znikomy blask światła.Ulice były puste,żadne żywej duszy.
Miasto było niczym wymarłe.Na drodze żadna z latarni nie świeciła się mimo iż powinny być włączone od co najmniej godziny.
Zupełny spokój i cisza.Jedyne co zakłócało ten spokój to warkot silnika samochodu.W samochodzie siedział Steve ze swoją rodziną.
Przedzierał się przez ciemne ulice kierowany jedynie intuicją i światłami które i tak ledwo rozświetlały ciemną drogę.Z lekka zmęczony Steve to zamykał oczy to znowu je otwierał.Jego żona i córka smacznie spały.
Mężczyzna odwrócił na chwilę wzrok spojrzał na Suzy.
Patrzał sie dłuższą chwilę uśmiechając się sam do siebie.
Spokojnie odwrócił głowę i spojrzał na drogę przed nim.
Na środku jezdni stał jak w murowany mężczyzna.
Steve docisnął hamulce do oporu jednak nie pomogło to i mężczyzna wpadł na maskę po czym przeleciał ponad dachem.
Zdenerwowany Steve zatrzymał samochód i wyskoczył z niego.
Widok który ujrzał zmroził mu krew w żyłach.
Mężczyzna jak by nic się nie stało podniósł się z jezdni.
Wyprostował się i skierował swój pusty wzrok na Steve.
Powolnym krokiem zmierzał w jego stronę szczerząc zęby.
Już był blisko Steve'a kiedy ten w końcu zdołał wydusić z siebie jakieś zdanie.
-Nic panu nie... - Nie dokończył Steve.Obcy mężczyzna którego przed chwilą potrącił złamał go za szyję i podniósł do góry wbijając swoje ostre szpony.Po jego szarej dłoni spływała krew,drugą natomiast dłoń wbił w klatkę piersiową przebijając mężczyznę na wylot.
Steve zajęczał i zaczął wymachiwać rękoma i nogami.
Minęła chwila i mężczyzna już nie żył.
Nieznajomy wyszczerzył swoje kły i zanurzył je w szyj martwego Steve'a.
Odgryzł kawa mięsa i przeżuwał ciesząc się posiłkiem.
W między czasie Suzy obudziła się w samochodzie myśląc że dotarli na miejsce skoro samochód stał.
Steve'a nie było w samochodzie więc obejrzała się do tyłu.
W tym momencie nieznajomy wbijał po raz kolejny swoje kły w martwe ciało mężczyzny odgryzając kolejny kawał mięsa.
Kobieta wrzasnęła.
Obejrzała się przez szybę drzwi. Przed nią stała szara postać z rokłapioną szczęką.Suzy wrzasnęła po raz kolejny,w tym samym momencie nieznajomy przebił szybę rękom wbijając swoje szpony w twarz kobiety.
Kobieta wrzeszczała błagając o litość,nieznajomy jednak nic sobie z tego nie robił i pociągną ją za głowę.
Meggie która właśnie w tym momencie się przebudziła wrzeszczała jak oszalała.Na jej twarzy malowało się przerażenie jakiego chyba nigdy w życiu nie doznała.Walczyła z pasami starając się je odpiąć.
Mężczyzna pociągną raz jeszcze za głowę Suzy odrywając ją od tułowiu.
Krew poleciała na wszystkie strony oblewając twarz Meggie.
Dziewczynce udało się w końcu odpiąć pasy i jak burza wyskoczyła z samochodu biegnąc przed siebie.
Biegła przez ciemną ulicę w ogóle nie widząc co ma przed sobą wołając o pomoc.
Żadnej odpowiedzi tylko gdzie nie gdzie echo odbijało się.
Nagle potknęła się o coś i upadła na beton.
Chwilkę potrwało zanim podniosła się.
Chciała dalej uciekać ale było już za późno.
Ktoś chwycił ją z tyłu i zaczął potrząsać.
-Nie,nie,zostaw mnie,nie,ratunku,nie... - Wrzeszczała dziewczynka ale z nikąd pomocy.
-Nie...Nie...Nie...
-Wstawaj do cholery!!!-Wrzasnęła Suzy i dalej potrząsała córką.
Meggie przebudziła się cała zlana potem z oczu płynęły jej łzy.
-To tylko sen-Rzekł mężczyzna z przodu samochodu.
Steve już od kilku godzin prowadził wypożyczony samochód.
Na jego twarzy malowało się zmęczenie i znużenie.
-Mówiłam ci nie czytaj tych cholernych książek-Krzyczała dalej matka na córkę-Masz przez nie tylko złe sny!
-Daj jej spokój-Wtrącił Steve-Jeśli lubi czytać to niech czyta.
-Nie czyta?!-Nie ustawała Suzy-Chyba ogłuchłeś bo nie słyszałeś jak przed chwilą krzyczała!
-Każdy miał kiedyś zły sen-Odparł Steve-Zrelaksuj się kochanie zaraz dojedziemy,odpoczniesz sobie,weźmiesz prysznic.
W odpowiedzi kobieta jedynie wzdychnęła a w samochodzie na nowo zastała cisza.
Jechali w zupełniej ciszy przez jakieś pięć minut gdy ich oczom ukazała się zielona Tablica informacyjna.
Wielkimi biały napis głosił "Mones Hill - dwie mile"
Miasto leżało w dole wzgórza.Jadąc mieli piękny widok prawie na całe miasto.Nikt w samochodzie nie powiedział żadnego słowa wszyscy wpatrywali się nie mogąc wypowiedzieć żadnego słowa.
Ciszę dopiero przerwał Steve mówiąc sam do siebie-Nasz nowy dom...

Rozdział Piąty

Samochód zatrzymał się na podjeździe przed domem.
Zwykły szary piętrowy dom.Szare ściany domu musiał kiedyś być białe ale zmieniło się to z latami.
Zaniedbany ogródek w którym nie było nic innego jak chwasty.
Trawa wysoka na dwadzieścia centymetrów widać,że dawno nikt jej nie kosił.
Stary drewniany,miejscami połamany płot też wymagał naprawy.
Dom nie wyglądał na ruinę nie,widać był jednak że dawno nikt o niego nie dbał,nie remontował go.Mężczyzna wysiadł z zaparkowanego samochodu.
Rzucił okiem na swój nowy dom.Steve spodziewał się,że będzie musiał
włożyć trochę pracy w ten dom ale nie spodziewał się że aż tyle.
Jego mina trochę zbledła.
Dla pewności jeszcze raz spojrzał na numer domu.Wszystko się zgadzało.
Nie pewnie podszedł do drzwi wsunął klucz do zamka.Miał nadzieję,że poczuje opór,że jednak to nie jest ten dom.Może ktoś zrobił sobie jaja i zamienił numery domów.Kto wie jacy ludzie tu mieszkają.Mężczyzna z niepewnością klucz.Zgrzyt zamka.
Steve'a nawiedziła czarna wizja.Dlaczego jego dom to ruina?
Domy które mijał po drodze były piękne zadbane z bujną roślinnością w ogrodach.A tu co.Jego dom zwykły szary połamany płot,w ogrodzie dżungla.Nawet skrzynka na listy zardzewiała leżała odłamana na ziemi.
Wszystko się tu nie zgadzało.Cały ten dom.Steve pomyślał,że to jakiś głupi żart.Jednak gdy popchnął drzwi,a te się otworzyły wiedział,że to nie jest żart.Wiedział,że to jest jego nowy dom.
Suzy i Meggi siedziały w samochodzie i wpatrywały się w szare ściany ich domu.Ich miny nie wyglądały za wesoło.
-Mamusiu czy to jest nasz dom?-Zapytała z niepewnością w głosie Meggie.
-Nie wiem skarbie-Odparła kobieta-Naprawdę nie wiem...
-O mój boże!!... - Wydobył się z domu głos Steve'a.
-To tata!-Rzekła z zaniepokojeniem w głosie Meggie.
Dziewczynka spojrzała na mamę.Nie minęła chwila a one obie stały już przy drzwiach frontowych.
Widok który ujrzały w środku domu wywołał jeszcze większe zdziwienie niż szara skorupa która ujrzały na zewnątrz.
Wnętrze było w dobrym,a nawet bardzo dobrym stanie.
Pięknie odnowione ściany,najmniejszej warstwy kurzu na meblach.
Nawet schody na piętro mimo iż pewnie były stare wyglądały jak nowe.
Pięknie wykonana kuchnia.Czarno-białe kafelki ułożone w karo świetnie kontrastowały z białymi kafelkami na ścianie.Wielki salon z ogromnym kominkiem.Podłoga wyłożona panelami a tuż przy kominku dywanik z niedźwiedziej skóry.Cały dom od środka był doskonały w każdym calu.
-Tego się nie spodziewałem - Wydusił z siebie Steve kiedy już zdołał ogarnąć całą te sytuację - Nasz nowy dom...


***


-Kochanie gdzie idziesz? - Zawołała Suzy do męża z kuchni.
-Jadę obejrzeć biuro. - Odrzekł mężczyzna ubierając buty.
-Nie bierzesz samochodu?
-Nie kochanie jadę autobusem.
-Jak to przecież nie znasz drogi.
-To samochodem tym bardziej nie dojadę. - Rzekł Steve i wyszedł z domu.
Rzucił okiem na zielony zaparkowany samochód.Musiał wypożyczyć go zanim nie kupi nowego auta.Chwilkę się zastanowił czy aby nie pojechać jednak samochodem ale rozwiał te myśli i poszedł na piechotę.
Przeszedł kilka kroków gdy z sąsiedniego domu wyszedł mężczyzna.
Mężczyzna czterdzieści góra czterdzieści pięć lat.Kruczo czarne włosy idealnie zlewały się z dość ciemną karnacją.Steve zastanowił się chwilę czy on jest tylko opalony czy ma taka karnację ale zbyt długo nad tym nie rozmyślał gdyż mężczyzna zagadną do niego.
-Cześć!Jestem Ed.A ty pewnie jesteś nowym sąsiadem-Rzekł mężczyzna.
-Tak,właśnie się wprowadziłem.Nazywam się Steve-Odparł Steve i podał rękę nowo poznanemu sąsiadowi.
-Gdzie się wybierasz?-Zapytał Ed-Może cię podrzucę bo akurat jadę do pracy.
-Ja jadę do biura czekaj gdzieś tu miałem adres-Powiedział mężczyzna i sięgnął do kieszeni-O tutaj jest-rzekł i podał małą pogiętą kartkę.
Ed wziął ją do ręki spojrzał i roześmiał się.
-Pracuję po drugie stronie ulicy-Rzekł-Chodź podwiozę cię.


***


-Więc mówisz,że zajmujesz się nieruchomościami i chcesz sprzedawać domy tutaj?-Zagadnął Ed.
Samochód akurat zatrzymał się na światłach.Mężczyzna sięgnął do kieszeni wyjął papierosa włożył do ust i zapalił.-Palisz?-Dodał i wyciągnął rękę częstując papierosem.
-Nie nie palę i nie mówiłem ci czym się zajmuję.-Odparł Steve-Skąd o tym wiesz?
-Widziałem szyld na oknie twojego biura.-Odpowiedział mężczyzn zaciągając się dymem i po chwili wypuszczając go nosem.
Światło się zmieniło i samochód ruszył.
-Szyld?Kurde wiesz więcej ode mnie.-Powiedział Steve-A ty czym się zajmujesz?
-Ja-Ed lekko się zaśmiał pociągnął jeszcze raz papierosa i po chwili wypuścił dym przez nos-Ja jestem szeryfem tego miasteczka.
-To wszystko tłumaczy-Odpowiedział Steve i się zaśmiał.
-No to jesteśmy na miejscu-Rzekł Ed zabijając ciszę która panowała w samochodzie przez dobre pięć minut.
Steve wyszedł z samochodu spojrzał na swoje nowe biuro.
Nic niezwykłego dwie wielkie szyby szyld lekko powyżej głosił "Nieruchomości-Domy-Sprzedasz domów"
Nie było to zbyt zachęcające hasło reklamowe jednak proste i dla każdego rozumiałem.
Po prostu zwykły szyld.
Biuro w środku też było zwykłe.
Kilka szafek na dokumenty biurko kilka krzeseł.
Steve podszedł i rozsiadł się w nowym krześle za biurkiem.
Było dużo wygodniejsze nisz jego stare krzesło.
Założył ręce za głowę,a nogi położył na biurku.
Siedział tak dłuższa chwilę gdy otworzył zamknięte oczy i zauważył nie nie jest sam w biurze.
Szybko się poprawił i usiadł prosto na krześle.
W biurze pojawiła się kobieta.
Wysoka brunetka z kręconymi włosami i niebieskimi oczami,była bardzo atrakcyjna kobietą.Steve prawie pożarł ją wzrokiem.
Przez dłuższą chwilę nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa.
-Dzień dobry-Przerwała cisze kobieta-Nazywam się Klara.
-Dzień dobry-Wydusił z siebie Steve-W czym mogę pomóc?
-Przyszłam do pracy-Rzekła kobieta.
-Jak to do pracy?-Zapytał Steve ze zdziwieniem.
-Mam pracować razem z panem rzekła kobieta-Jestem dekoratorem wnętrz.


***

Słonce już zachodziło za horyzont gdy Steve wreszcie opuścił swoje biuro.
Przez cały ten dzień jego głowę zaprzątała jedna myśl.Nie,nie była to myśl o nowym domu,ani o tym jak sobie poradzi w nowym domu i nowej pracy.
Zapomniał nawet o nowo poznanym sąsiedzie.Jedyne co mu zaprzątało głowę to Klara. Nie mógł zapomnieć jej.
Jej spojrzenia sposobu poruszania i mówienia.Kobieta nie ubierała się wyzywająco tak jak Sandra,nie wręcz przeciwnie.Jednak sama w sobie była bardzo atrakcyjna.
Steve właśnie przekręcał zamek w drzwiach gdy poczuł czyjąś rękę na ramieniu.
Mężczyźnie serce mocnej zabiło nie pwenie odwrócił się.
Przed nim stał mężczyzna.
Owym mężczyzną był Ed.
-To jak sąsiedzie do domu jedziesz?-Zapytał przyjaźnie mężczyzna.
-Tak jadę-Odparł Steve.
-No to wskakuj podwiozę cię.

Rozdział Szósty

W głuchej ciszy która panowała na drodze dało się bez problemu usłyszeć
warkot silnika.Samochód to na przemian zwalniał i przyśpieszał.
Droga tutaj była bardzo kręta i niezbyt bezpieczna.
W pobliskich lasach aż się roiło od zwierzyny która w każdej chwili mogła wyjść na drogę,dodatkowo ciemna ściana z sosnowych drzew skutecznie zmniejszała widoczność na drodze.
Księżyc który powinien być tej nocy w pełni schował się za gęstą warstwą ciemnych chmur.Ukrył się jakby nie chciał być świadkiem tego co w każdej chwili może się wydarzyć.Kierowca samochodu jakby nic sobie nie robił z zagrożenia które czyhało na drodze.
Przed każdym zakrętem zwalniał po to aby na kawałku prostej drogi znowu przyśpieszyć.Kolejna redukcja prędkości i znowu przyśpieszenie.
Ed robił wrażenie jakby znał drogę lepiej niż własną kieszeń.
Każdy centymetr asfaltu,wiedział w którym momencie należy zwolnić a kiedy może przyśpieszyć gdzie są jakieś dziury nierówności w nawierzchni.
Wyglądało to tak jakby droga sama go prowadziła.
W samochodzie panowała głuca cisza.Żaden z mężczyzn nie odezwał się słowem.Ed był zbyt skupiony na jeździe a Steve wolał mu nie przerywać.Nie podobał mu się styl jazdy Eda ale nie mógł nic zrobić.
Sąsiad zaproponował mu,że odwiezie go do domu za darmo,przecież nie mógł go dodatkowo pouczać jak ma jeździć.
-Więc Steve-Zaczął Ed w ogóle nie odrywając wzroku od drogi-Polujesz może?
-Nie.Nie poluję wolę łowić ryby-Odparł mężczyzna.
-A więc łowisz ryby-w głosie Eda dało się usłyszeć zadowolenie,zadowolenie jakby w końcu znalazł kompana z którym będzie mógł całe dnie i noce spędzać na łowiskach-To tak jak ja.Może się kiedyś razem wybierzemy.Co?
Steve nie odpowiedział,kiwnął tylko głową co miało znaczyć tak.


***

-I jak było kochanie w pracy?-W drzwiach domu przywitała go Suzy.
-Dobrze-Odparł Steve.Musiał skłamać.Nic nie było dobrze,a zwłaszcza to,że poznał Klarę.Właśnie to było najgorsze.
-Jeśli przygotowałaś mi kolację to przepraszam ale nie jestem głodny-rzekł Steve i dodał po chwili-Jestem strasznie zmęczony,wezmę prysznic i idę prosto do łóżka.
Powiedział mężczyzna i jak najszybciej zniknął z oczu kobiecie.
Siedział w łazience tak długo aż Suzy nie zasneła.
Chciał za wszelką cenę uniknąć rozmowy związanej z pracą.
Kiedy już sam się położył do łóżka długo nie mógł zasnąć.
Jego głowę zaprzątała jedna myśl.Myśl o Klarze.


***

Samochód zatrzymał się na wzgórzu.
Wysiedli z niego kobieta i mężczyzna.
-Daleko to jest?-Pytała zniecierpliwiona kobieta.
-Nie to już tutaj za tymi drzewami-odparł jej mężczyzna
Trzymając ja za rękę pociągnął ja za sobą.
Krótki spacer przez las aż dotarli do celu.
Wzrok kobiety zamarł.
Na jej twarzy malowało się zdziwienie razem z podnieceniem.
-Co...Co to jest-wymamrotała.Jej głos ledwo był słyszalny.
-Nie wiem-Odparł mężczyzna-Sądzę że to jakiś krater,tylko skąd się tu wziął.
Szeroka na dwadzieścia metrów dziura w rzeczy samej była kraterem.
Tylko po czym?
Nie wyglądało to jak krater po meteorze,w pobliżu nie było żadnych szczątków samolotów więc też nic nie mogło się tu rozbić.
Alex bo tak nazywał się mężczyzna nie słyszał tez o jakichkolwiek ładunkach wybuchowych które mogły być rozmieszczone na skraju miasta.
-A co to jest tam o na dole?-Zapytała dziewczyna wskazując palcem w głąb krateru.Na dnie znajdowała się niewielka szczelina jednak an tyle duża żeby zmieścił się w niej człowiek.
-Nie wiem wygląda mi na jakąś jaskinie-Odpowiedział mężczyzna.
-Pójdziemy ją zwiedzić?-W głosie kobiety dało się usłyszeć nadzieję na przygodę,dreszczyk,emocję.
-Nie!To jest zbyt niebezpieczne-Odrzekł Alex
-Tchórz-Rzekła kobieta i zaczęła schodzić w głęboki na około piętnaście metrów krater.
Mężczyzna poszedł za nią.Nie był przekonany ale nie mógł puścić jej samej.
Szczelina nie była zbyt wielka ledwo się przecisnęli.W środku panował mrok i cisza.Dobrze,że Alex zabrał że sobą z samochodu latarkę.
-No chodź już-Powiedziała kobieta i pociągnęła go za sobą.
W jaskini panowała taka ciemność,że nawet światło latarki nic nie dawało.
-I co ty chcesz zobaczyć w takie ciemności?-Zapytał Alex.
Odpowiedziała mu głucha cisza.
Odwrócił się i poświecił za siebie.
Kitty nie było!Zniknęła!Ale przecież trzymał ją cały czas za rękę.
-Kitty!Gdzie jesteś?To nie jest śmieszne-Wołał Alex ale odpowiadało mu tylko echo.
-Kitty!!
Przerażony mężczyzna nie wiedział co robić.
Nagle jego uszu doszedł cichy głos ledwo słyszalny.
Głosy był porównywalny do szeptu.
Po chwili zaczął narastać i mężczyzna mógł wreszcie zrozumieć wcześniej niewyraźne słowa.
-Alex-Tajemniczy głos go wołał.Głos który nie należał do Kitty.Na pewno nie należał do niej-Zabij ją!
-Nie wygłupiaj się to nie jest śmieszne!
Alex miał nadzieję że to Kitty robi sobie głupie żarty ale taki nie było.
-Zabij ją!-Głos był coraz to głośniejszy teraz dochodził z każdej strony walił w niego jak fale o statek.
Coraz to głośniej i głośniej!
Alexowi zakręciło się w głowie i upadł po czym stracił przytomność.

AGRH... Do czego jest reguamin Question . Do wycierania sobie nim odbytu Question . Pisze, że nie mozna pisac posta pod postem, a ty napisałeś aż Exclamation 6 Exclamation postów pod rząd. Mam nadzieję, że to był jeden, jedyny raz Twisted Evil .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cro
Generał armii
Generał armii


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 3371
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:01, 07 Mar 2008    Temat postu:

Ej mogłeś to wszystko w jednym poście na pisać, a tak to trochę nabijanie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GOTHIC WEB SITE Strona Główna -> Twórczość własna użytkowników Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin