Forum GOTHIC WEB SITE Strona Główna GOTHIC WEB SITE
Forum o grach z serii Gothic
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kolejny z kolei

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GOTHIC WEB SITE Strona Główna -> Twórczość własna użytkowników
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hadriel
Wojownik


Dołączył: 10 Gru 2008
Posty: 717
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 07:04, 05 Sty 2010    Temat postu: Kolejny z kolei

Daje coś nowego. Ostatnio to tworze i mi ogólnie się podoba. Jakieś uwagi? Pisać do mnie.

Aha i nie jest to żadna standardowa opowieść więc na początku zieje lekką nudą ale potem jakaś akcja jest więc spokojnie.

" 7 Grzechów Głównych"

Prolog.

...pokój tonął w ciemnościach tylko blade snopy płomieni które zawisły w bezruchu na knotach świeczek w niektórych miejscach rozbijały cień aby uległ blademu światłu.
Pokój był skryty w mroku ale widać w nim było jakiś arras, nie widać było co przedstawiał ze względu na ciemność. Był tam też stół i kilka krzeseł a na końcu pomiędzy dwoma świeczkami stał wielki tron. Siedziała na nim jakaś osoba. Nie było widać kto to był. Ale prawie cały bo po za koszulą która była biała był ubrany na czarno.
Osoba siedziała opierając się łokciem o jedno ramię tronu a podbródek był oparty o zaciśniętą pieść owej ręki.
- Ile jeszcze będę czekał?
Pomyślał dziwny osobnik który siedział na tronie. Zaczął stukać palcem wskazującym o usta i czekał na coś albo kogoś.
Nagle jakby znikąd dało się w oddali słyszeć kroki. Krok był powolny, spokojny i wskazywał na wyrafinowane obuwie. Kroki stawały się coraz donośniejsze ale osoba na tronie nie poruszyła się ani trochę. Nawet opadające włosy nie przeszkodziły jej w nie zmienianiu pozycji.
Nagle kroki ucichły. Klamka drewnianych drzwi które prowadziły do pomieszczenia skąpanego w mroku powoli poczęła drgać by następnie ruszyć się ku dołowi co wskazywało na to że ktoś chce wejść.
Gdy drzwi całkowicie się rozchyliły snop światła zalał pokój. Osobnik na tronie zmarszczył czoło i zasłonił oczy.
- Walterze możesz zamknąć drzwi?
Zapytał uprzejmie.
- Owszem panie. Wybacz mi.
Odparł lekko zachrypnięty głos. Kamerdyner spokojnie podszedł na drzwi i czym prędzej zamknął drzwi.
Następnie spojrzał na swojego pana. Zaczął delikatnie podchodzić do niego w kierunku tronu.
Osobnik na tronie poruszył się od jakiegoś czasu i zarzucił nogę na nogę.
- Masz to o co cię prosiłem?
Zapytał służącego. Potem tylko zmorzył palce robiąc piramidkę.
- Tak panie udało mi się znaleźć dostateczną liczbę ludzi.
Odparł zadowolony z siebie i wydawało się że lekko się uśmiechnął. Podszedł też bliżej i podał swojemu panu teczkę.
- Dobrze się spisałeś, ponownie.
Odparł do sługi jego pan. Potem rozpiął teczkę i począł ją przeglądać.
Było w niej dużo stron zalane przez kogoś atramentem który układał się w słowa.
- Perfekcyjni!
Tylko wykrzyczał do sługi i na jego twarzy też zagościł uśmiech. Potem tylko wstał. Wyglądał na wysokiego na pewno mierzył jakieś 180 cm. A po za swoim ubiorem miał jeszcze czarne okulary.
Walter zgiął się w pół. Jego pan zaczął iść ku wcześniej otwieranym drzwiom.
Złapał za klamkę i na chwilę jeszcze zwrócił się do Waltera.
- Walter powiedz mi ile już u mnie pracujesz?
Zadał pytanie. Kamerdyner jakby się lekko zmieszał ale opanowany odpowiedział.
- Nie wiem dokładnie panie ale jakieś 300 lat.
Odparł mu po czym wyprostował się.
Jego pan smagnął się po policzku. Potem dalej ciągnął rozmowę z lokajem.
- 300 lat to bardzo dużo. Od teraz Walterze mów do mnie Śmierć dobrze.
Powiedział łagodnym tonem.
Walter popatrzał na niego lekko zdziwiony ale nie trwało to długo.
- Jak sobie życzysz panie Śmierć.
Odparł do swojego pana. Ten się tylko uśmiechnął.
Pociągnął klamkę w dół i wyszedł z ciemnego pomieszczenia wprost w oświetlony korytarz.
Nie zamykał pomieszczenia. Szedł holem. Spoglądał co róż na teczkę.
- Są na prawdę dobrzy.
Szeptał do siebie. W holu nie było nikogo prócz jego. Szedł sam a jego kroki odbijały się echem w oddali.

----------------------------------------------------------------------------

Gdy w końcu doszedł do swojego celu zatrzymał się tylko przed drzwiami. Wziął głęboki wdech po czym przycisnął klamkę i wszedł do środka.
Ta sala była już oświetlona. Śmierć wkroczyła do środka zamykając za sobą drzwi.
Na jej drugim końcu było coś co przypominało duchy. Było skute łańcuchami i było bardzo podobne do ludzi tyle że było przezroczyste.
śmierć powoli podchodziła do nich. Gdy się zatrzymała jeszcze raz zerknęła na akta i potem na stwory które okazały się duchami.
- Witajcie drogie duchy. Wiecie po co żeście tu trafiły?
Zapytał 8 duchów które stały przed nim.
Żaden nie odpowiedział. Wszystkie natomiast obrzuciły śmierć niechcianym spojrzeniem.
- Nie wiecie. To wam powiem...
Zaczął, i pewnie by skończył mówić gdyby nie to że jeden z nich mu przerwał.
-...co mnie to obchodzi. Chce tylko stąd wyjść. Rozkuj mnie!
Rzuciła w jego stronę widmowa kobieta. Była młoda jak i cała reszta duchów nie miała więcej niż 30 lat. Była też średniego wzrostu około 180 cm.
Śmierć tylko okrutnie zarechotał. Potem spojrzał na wszystkich. Reszta duchów sprowokowana jego rechotem chciała podbiec w jego stronę aby wepchnąć mu ten śmiech do gardła ale byli spętani.
- I co cię tak śmieszy wariacie?!
Zadał pytanie zbulwersowany nie wiele starszy od dziewczyny mężczyzna. Ten miał gruba powyżej 180 cm. i pewnie blisko 190.
Śmierć tylko zmroził go spojrzeniem. Duch od razu zamilkł.
- A więc jak wcześniej mówiłem. Jesteście tu po to aby zastąpić...
Mówił i znów przeszkodziła mu poprzednia dziewczyna.
- Mówiłam że mnie to nic nie obchodzi.
Powiedziała i w następnej sekundzie zgięła się w pół od uderzenia kosą.
- Ja mówię tu słuchasz.
Powiedział w jej stronę śmierć. Na twarzy dziewczyny pojawił się grymas jakby bólu. Potem tylko spojrzał na resztę nie było żadnego sprzeciwu w tej sprawie.
- Dobrze. Jesteście kumaci a takich pracowników potrzebuje.
Rzucił do niech. Oni nic się nie odezwali byli lekko zgaszeni jego maleńką demonstracją po za tym chcieli wysłuchać i pójść jak najdalej stad. Jeśli oczywiście będzie można.
Jeden tylko się poruszył aż zaszeleściły łańcuchy.
- Hmm..coś chciałeś powiedzieć?
Zadał pytanie i zwrócił się do młodego chłopaka na oko miał 17 lat i był nie wysoki.
- Tak, chciałem zapytać o co chodzi z tymi pracownikami?
Zadał pytanie niepewnie po czym cofnął się trochę.
Śmierć tylko się uśmiechnęła.
- Będziecie pracować jako powiernicy grzechu.
Oznajmił po czym na twarzach duchów pojawiło się zdziwienie.
- Co to jest? O co chodzi?
Szeptali między sobą.
Śmierć klasnął w ręce. Szepty ucichły.
- Spokojnie powiem wam kto to. Powiernicy to osoby które niosą w sobie ziarno grzechu. Każdy z was będzie nosił jedno ziarno grzechu głównego.
Wyjaśnił po czym zamilkł aby duchy mogły pojąć co powiedział.
Te tylko spojrzały na siebie po raz enty.
Śmierć tylko westchnął.
- Znacie 7 grzechów głównych. Wy będziecie powiernikami tych grzechów. Każdy z was odzwierciedleniem jednego z nich.
Dokończył po czym znów nic nie mówił.
Chłopak który wcześniej coś mówił znów zabrał głos.
- Dobrze a czemu jest nas 8?
Zadał pytanie reszta duchów też pokiwała głowami jakby dopiero teraz to spostrzegła.
Śmierć się uśmiechnął.
- Dlatego bo Brak umiaru ma dwa człony. Dlatego ty i twoja siostra będziecie posiadaczami tego grzechu.
Wytłumaczył mu po czym spojrzał na nich i odwrócił swoją kosę ostrzem do dołu.
- Daje wam jeszcze ostatnie pouczenie. To jest wasz wybór. Wybierzcie czy chcecie zostać powiernikami i wrócić na ziemię by zabijać grzeszników czy chcecie zejść do otchłani aby tam gnić i cierpieć całe wieczności.
Powiedział. Jego koniec kija zaczął świecić bladym zielonym światłem.
Duchy długo rozmyślały nad tym co robić.
- A co tam. Ja pisze się na to.
Rzuciła dziewczyna która wcześniej nie była za miło potraktowana przez śmierć. Za nią poszli jeszcze dwaj mężczyźni. Rodzeństwo chwyciło się jak tylko mogli za ręce i też skinęli głowy. Druga z doroślejszych dziewczyn też skinęła głowę. Jeden tylko nadal patrzył na posadzkę. Natomiast drugi odrzekł.
- Rób co chcesz.
Rzucił w stronę śmierci. Ten się uśmiechnął. Miał już deklaracje całej siódemki ale potrzebował 8 ludzi.
Podszedł do osobnika który patrzał na posadzkę.
- Co się stało? Nie wiesz co masz wybrać?
Zadał pytanie po czym spojrzał na niego.
Ten lekko podniósł głowę. Potem spojrzał na niego nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności spojrzał mu w oczy. Oczy śmierci wydawały się puste pełne samej esencji mordu i krwi.
Duch tylko przełknął ślinę.
- Moja żona i córka mieszkają na ziemi. Będę mógł je zobaczyć?
Zadał pytanie lekko odważnym tonem.
Śmierć tylko czule się uśmiechnął. Potem poklepał go po ramieniu.
- Jeszcze dziś będziesz miał ludzką postać a jutro znajdziecie się na ziemi.
Powiedział do niego. Duch się rozpromienił.
- Tak więc się zgadzam.
Rzucił w stronę odzianego w garnitur osobnika. Ten tylko się uśmiechnął.
- Dobrze więc. Wasza inicjacją zaraz dobiegnie końca.
Powiedział a światło na jego kiju zapłonęło mocniej prawie ich oślepiając.
- Poczujecie pewien chwilowy dyskomfort.
Ostrzegł ich i podszedł do 17 letniego chłopca. Ten tylko pokiwał głową.
Śmierć uśmiechnęła się jak czuły ojciec do dziecka.
Następnie uderzył światłem chłopca w brzuch. Chłopiec zaczął krzyczeć i co mu się dziwić, świat przed oczami rozpadał się potem składał, czasem zawijał zygzaki czasem floresy. Niekiedy zmieniał kolor a zdarzały się nawet chwilę kiedy całkiem się zlewał z resztą. Sam też czuł że się rozpada by następnie znów się złożyć w całość krok po kroku.
Śmierć przekręcił kosę jakby coś odkluczał albo wręcz przeciwnie zamykał.
Potem pociągnął kosę. Chłopiec upadł na posadzkę. Lekko dymił ale nic mu po za tym nie było. Był ubrany w niebieskie dżinsy, koszulkę koloru czerwonego a na to narzucona kamizelkę. Jego uszy zdobiły kolczyki a prawy palec środkowy pierścień.
Powoli dźwignął się na ręce jęcząc przy tym lekko.
Potrząsnął głową.
- Braciszku...ty jesteś...
Zaczęła powoli jego siostra ale dokończył ktoś inny.
-...człowiekiem.
Powiedział mężczyzna stojący obok niej.
Chłopiec spojrzał na siebie. Na swoje ręce, nogi i wszystko inne.
- Jestem człowiekiem
Pomyślał z pewną zgrozą. Potem wstał tylko na równe nogi, dopiero teraz zauważył że jego kajdany całkiem zniknęły.
Spojrzał na śmierć.
- Witaj Powierniku Grzechu Brak Umiaru.
Zatytułował śmierć.
Potem podchodził do każdego po kolei. Druga była jego siostra. Była ubrana w dżinsy koloru brązowego. Górną część stanowił stanik koloru czarnego oraz kurteczka koloru spodni. Za detale robiło 5 bransoletek na jej reku, pomarańczowy szalik na szyi oraz beret na głowie.
Ona też nie mogła uwierzyć że jest człowiekiem.
Następna była owa dziewczyna która wcześniej się stawiała. Była ubrana jak rasowy żeglarz czyli żeglarskie długie spodnie oraz luźna żeglarska koszula. Na nogach miała trepy koloru czarnego a głowę zakrytą chustą.
Ona tylko zacisnęła pięści.
- Super.
Pomyślała tylko po czym stałą tak i patrzała jak kolejna osoba upada na posadzkę.
Ta była dość niska miała trochę więcej od 17 letniego chłopca a była pewnie starsza o jakieś 10 lat. Ubrana była w ciemnozieloną koszulę, czarne garniturowe spodnie. Do koszuli był jeszcze biały krawat a na ręku nosił zegarek.
- Super, zegarek.
Powiedział i spojrzał na resztę. Po czym się uśmiechnął. Dziewczyna tylko odwzajemniła uśmiechem a rodzeństwo dalej patrzyło na efekty tajemniczego zabiegu śmierci.
Kolejną osobą która upadła była dziewczyna. Była niziutka ale ubrana jak nikt dotąd.
Dres granatowy z paskami koloru białego oraz szara bluza dresowa z kapturem mówi za siebie. Pod bluzą jeszcze czarna koszulka a na ręku frotka.
Ona również wstała i musiała się odsunąć bo obok niej spadł jakiś mężczyzna.
Ten wyglądał trochę jak ksiądz. Miał bowiem czarną togę która była rozcięta i zapinała się tylko u góry. Jako spodnie miał czarne sztruksy, koszulę czerwoną niemal karmazynową i białe rękawiczki na dłoniach.
Wstał po czym otrzepał spodnie.
- Co ty jesteś księdzem?
Zadrwiła lekko dziewczyna która musiała przed nim uciec aby nie wleciał na nią.
Ten tylko poważnie ją prześwidrował. Ona lekko zesztywniała ale potem poszła gdzie reszta a on za nią.
Zostało jeszcze dwóch śmierć popatrzał na tego po lewej.
- Teraz ty.
Rzucił w jego stronę po czym zaczął robić swój rytuał. Gdy go zakończył na ziemię upadł odziany w brązowe spodnie, czerwoną koszulę oraz z luźnym białym płaszczem który teraz był zapięty dość młody mężczyzna. Na oczach miał zwykłe okulary.
Został tylko jeden. Ostatni. Śmierć żeby tego nie przedłużać szybko zaczął co miał zacząć aby za chwilkę zakończyć wszystko.
Na ziemi wylądował młody tego samego wzrostu co pan śmierć mężczyzna. Był ubrany w czarne skórzane spodnie, niebieską koszulkę oraz na nią miał narzuconą czarno-czerwoną skórę. Na rękach miał rękawiczki które pasowały do jazdy motorem.
Gdy on wstał sam też bez słowa podszedł do grupy. Stanął obok "księdza" po czym wszyscy patrzeli na śmierć zielone światło z trzonka przestało bić po czym odwrócił kosę i rzucił w ciemność. Ta po prostu wyparowała znikając krok po kroku w postaci pyłu.
- A więc moje dzieci. Witam was w moim domu.
Powiedział po czym się schylił. Niespodziewanie drzwi do tego pomieszczenia otworzyły się na oścież.
- Aaa, Walter. Dobrze że jesteś zabierz tych miłych panów i panie do sali narad. Zaraz tam przyjdę.
Powiedział do swojego kamerdynera. Ten tylko skinął głową. Po czym odsunął się lekko od wejścia.
- Proszę za mną.
Powiedział do grupki. Wszyscy poczęli iść po za jedną osobą. Siostra 17 letniego brata zwróciła się niewinnym dziewczęcym głosem.
- Eee...no...tego...
Nie wiedziała jak wykrztusić z siebie słowo. Śmierć tylko podszedł do niej. Uśmiechnął się.
- Spokojnie. Pozbieraj myśli.
Powiedział czułym głosem. Spojrzał na nią. To jakby dało jej otuchy.
- Jak mam, znaczy się mamy do pana mówić?
Zapytała go po czym wróciła do swojego brata.
Cała grupka zatrzymała się na chwilę.
- Właśnie. Mnie to też zastanawia.
Powiedziała jedna z dziewczyn.
- Jak już wiecie jestem śmiercią. Ale wy możecie mi mówić. Jason.
Powiedział po czym się ukłonił.
- Jason Eick.
Powtórzył po czym wyprostował się jego czarny garnitur był idealnie prosty. A biała koszula nie nagannie zadbana.
Cała grupa tylko pokiwała. Po czym wszyscy znów poczęli iść za Walterem.
Gdy wszyscy wyszli i poszli za nim w nieznaną im jeszcze stronę Jason odwrócił się i uklęknął.
Przed sobą miał wielki krzyż.
- Panie, pierwsza cześć planu zrealizowana. Teraz czas na ciąg dalszy.
Powiedział do krzyża na którym był ukrzyżowany Syn Boży. Potem powstał. Odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia. Zamknął drzwi powoli. Sekunda po sekundzie światło uczęszczane przez oświetlenie w holu coraz mniejszymi dawkami wlewało się do środka by w końcu przestać to robić. Zagościła tam ciemność jak wszędzie tylko nie w holu. Który teraz ciągnął się w nieskończoność a nim podążał jeden czarny punkt.

Koniec Prologu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gothard
Generał armii
Generał armii


Dołączył: 11 Lip 2008
Posty: 3630
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 34 razy
Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: wiem, że to czytasz?
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 16:44, 08 Sty 2010    Temat postu:

Bardzo fajne ^^ trza przyznać, że piszesz coraz lepiej Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cro
Generał armii
Generał armii


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 3371
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:23, 09 Sty 2010    Temat postu:

Opisy ładne, ale popracować nad dialogami jeszcze musisz Wink

Znalazłem pewien błąd.
"Ten tylko skinął głową. Po czym odsunął się lekko od wejścia."
Po wyrazie głową, lepiej by było jak by był przecinek Wink .

Tych błędów jest za pewne więcej ale nie chciało mi się szukać. Właściwie to zauważyłem że robisz strasznie mało przecinków....

Ocena: 6.8\10
Mam nadzieje że się rozkręcisz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Papkin
Wrzód(Zbanowany)


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 266
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: Piła
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 11:49, 09 Sty 2010    Temat postu:

Cro napisał:
Opisy ładne, ale popracować nad dialogami jeszcze musisz Wink

Znalazłem pewien błąd.
"Ten tylko skinął głową. Po czym odsunął się lekko od wejścia."
Po wyrazie głową, lepiej by było jak by był przecinek Wink .

Tych błędów jest za pewne więcej ale nie chciało mi się szukać. Właściwie to zauważyłem że robisz strasznie mało przecinków....

Ocena: 6.8\10
Mam nadzieje że się rozkręcisz.



Eeeej, nie przesadzaj, polonistą jesteś czy jak? Dopóki się dobrze czyta, to nie jest źle.

Co do tekstu to niezły :d 8/10


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hadriel
Wojownik


Dołączył: 10 Gru 2008
Posty: 717
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 11:57, 09 Sty 2010    Temat postu:

Dobrze słyszeć dobre słowo. Z przecinkami zawsze miałem duże problemy.

Next proszę.

7 Grzechów Głównych"

Rozdział 1

Walter wraz z całą resztą osób szedł jeszcze jakąś dłuższą chwilkę korytarzem. Jasne nawet czasem upiorne światło rzucane przez jarzeniówki dominowało w całym holu.
W pewnym momencie lokaj się zatrzymał. Stanął na przeciw całej grupce po czym tylko zakaszlał.
- Zapraszam. Panicz Jason już na was czeka.
Powiedział spokojnym, naturalnym głosem i wskazał zamknięte drzwi. Drzwi były pięknie ozdobione jakby płomieniami ale nie tylko tym.
Pozłacana klamka za która złapał jeden z powierników uległa jego sile i pod naciskiem zwolniła drzwi aby te uchyliły się przed nimi.
W środku było jasno, pokój oświetlony przez całą rzeszę świec.
Jason spojrzał tylko na nich.
- Zapraszam, śmiało wchodźcie moje dzieci.
Rzucił do nich uprzejmie po czym poderwał się z krzesła umiejscowionego przy dużym okrągłym stole.
Grupa nie pewnie weszła do środka po czym ostatni z powierników zamknął drzwi. Miejsce było bardzo przytulne było tu ciepło a na dodatek jak na razie najbardziej oświetlone nie licząc upiornego holu.
- Zajmijcie miejsca.
Powiedział miło do grupki Jason po czym sam usiadł. Powiernicy zajęli miejsca po kolei.
Wszyscy siedzieli. Każdy z nich odczuwał gniecący ich od środka niepokój ale nie był on spowodowany strachem ale raczej brakiem konkretnych danych. Co tu robili? Po co i dlaczego? Mieli się tego tu dowiedzieć?
Śmierć tylko się uśmiechnął.
- Dobrze więc. Macie zapewne wiele pytań. Zadawajcie je ale po kolei.
Pouczył ich Jason po czym spokojnie siedział na krześle oparty o nie.
Na początku wszyscy siedzieli i nic nie mówili. Ale potem głos zabrała siostra z rodzeństwa.
- Panie Jasonie?
Powiedziała pytająco nie wiedząc czy nawet dobrze mówi do niego. W pewnym stopniu jakby się go bała. Był w końcu śmiercią.
Jason jednak przywitał ją ciepłym spojrzeniem i uśmiechnął się.
- Słucham dziecko.
Powiedział spokojnie po czym ułożył dłonie w piramidkę.
Dziewczynka poczuła się lekko onieśmielona jego zachowaniem. Myślała że on zacznie być nie miły czy coś podobnego a on się radośnie uśmiecha. Było z nim albo coś nie tak albo to ona za bardzo się bała.
- No...tego...może się wszyscy najpierw przedstawiły. Powiemy coś o sobie.
Zaproponowała po czym spojrzała na brata. Ten tylko skinął głową oznajmiając że nie jest to głupi pomysł. Reszta też się zgodziła na takie zagranie.
- Dobrze no więc...zacznę. Jestem Adachi Waker. Wraz z moim braciszkiem urodziliśmy się w górskiej wiosce na Alasce. Jest tam bardzo zimno.
Na chwilę przestała. Jason tylko słuchał podobnie jak cała reszta.
- Jednak rodzice porzucili nas na pastwę losu. Musieliśmy żyć jako uliczniki. Było to trudne życie ale dawaliśmy jakoś radę. No do czasu aż nie zginęliśmy.
Skończyła po czym lekko spuściła głowę. Brat lekko ją przytulił.
- Nie płacz to już było.
Szepnął do ucha po czym pocałował ją w czółko. Na jego buzi zagościł uśmiech a po chwili tez na twarzy jego siostry.
Następnie głos zabrał jej brat.
- Ja jestem Alex Waker. Jak już moja siostra mówiła nasi rodzice pozostawili nas na ulicy gdy mieliśmy po 5 lat. Następne 12 lat to była katusza. Nawet trochę cieszę się że już nie żyję.
Powiedział krótko. Nic więcej nie mówił bo wszystko właściwie powiedziała już Adachi.
Śmierć tylko przymknął oczy.
- Smutne.
Odrzekł po czym spojrzał na następną osobę. Lekko zdziwiona tym że śmierć się czymś przejmuje musiała na chwile udawać że nie przejmowała się tym.
- Jestem Morgana Cruz. Moje życie nie było aż takie denne jak tej dwójki ale też nie było jakieś usłane różami.
Powiedziała a po chwili dalej kontynuowała.
- Moim ojcem był sławny pirat. Sama też z nim piraciłam a że był bogaty mogłam sobie na dużo pozwolić.
Dokończyła następnie zamilkła. Jeden z grupy spojrzał na nią.
- Pirat tak?
Powiedział pytająco.
Morgana tylko spojrzała na "księdza". Zmierzyła go twardym spojrzeniem. Miała nie codzienne oczy jedno brązowe drugie niebieskie. Chociaż on miał bardziej upiorne bo czerwone więc nie mogło go to jakoś przerażać.
- Masz coś do piratów, księżulku.
Powiedziała drwiąco do niego po czym usiadła opierając się o krzesło.
- Nie jestem księżulkiem...już nie.
Odparł głucho po czym w sali zapanowała cisza.
- Nazywam się Mortimer nie posiadam nazwiska. Kiedyś fakt byłem księdzem. Ale kler zawsze był dla mnie miejscem obrzydliwym. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jakie tam zakłamanie mieszka. Kiedyś chciałem ujawnić sprawę machlojek pewnego proboszcza.
Powiedział po czym lekko spuścił wzrok.
Rodzeństwo niemal w tej samej chwili zapytało Mortimera.
- I co co się stało dalej?
Było bardzo zniecierpliwione potem spojrzały na siebie i się zaśmiały.
Morti lekko spoważniał.
- Proste, zabito mnie. Dlatego teraz tu siedzę.
Oznajmił całej grupie. Śmiech na twarzy Alexa i Adachi zniknął za to pojawił się przeradzający wyraz twarzy.
Mortimer jednak tylko się uśmiechnął. Śmierć lekko zmienił pozycję siedzenia po czym dalej wsłuchiwał się w opowieści zgromadzonych.
Następny był mężczyzna na prawo od Morgany.
- Jestem David Gray. Były urzędnik, pracowałem w dużej firmie. Na ziemi zostawiłem jak już wam wiadomo...
I tu się zaciął. Szukał odpowiedniego słowa ale nie umiał znaleźć.
- Co miałem powiedzieć? No co, myśl!
Nakazał sobie ale nie wiele to dało. Nie umiał sobie przypomnieć co miał powiedzieć.
-...zostawiłeś tam rodzinę!
Powiedziała w jego stronę Morgana. David tylko dziwnie na nią spojrzał.
- Jaką rodzinę? Nigdy jej nie miałem zwariowałaś?
Zadawał pytania, gadał jak opętany. Dziwnie popatrzał na nią potem na Jasona. To samo zrobiła Morgana. Śmierć ani trochę się nie ruszył siedział sobie i wyglądało to tak jakby rozkoszował się tym cyrkiem.
- Dobra, skoro nie masz nic do powiedzenia to może ja coś powiem.
Zaproponowała dziewczyna siedząca obok Mortimera blisko Jasona.
Morgana skinęła głowę ale uważnie przeszyła spojrzeniem Jasona.
- Pogadamy sobie...
Pomyślała. Po czym spojrzała na dziewczynę. Zastanawiała się co jej powie. Kim ona jest.
- No więc jestem Ira Yoichi. Na ziemi wcześniej byłam jak to nazywają ludzie dresiarą. Lubiłam się ubierać tak a nie inaczej i to lekko zrażało ludzi do mnie. Lubia-łam i lubię nadal muzykę hip hop oraz taniec.
Skończyła po czym spojrzała na chłopaka który przeczyszczał okulary.
- A może ty coś powiesz o sobie?
Zadała pytanie. Potem oparła się o stół i czekała. Reszta też.
Popatrzał na wszystkich. Nie miał wyboru. Tylko westchnął.
- Dobra już mówię. Jestem Gabriel Stone.
Śmierć jakby lekko się poruszył.
- Gabriel? Ładne imię.
Powiedział ale zrobił przy tym lekki grymas niesmaku. Widocznie nie do końca lubił imię Gabriel.
Powiernik lekko poirytowany tym że mu przerwano dalej kontynuował.
- Za życia pracowałem w sklepie z bronią. Sam też się tym interesowałem. Nawet miałem pokaźną kolekcję w domu. Nawet od nich zginąłem.
Powiedział masując się po karku delikatnie po czym tylko spojrzał na resztę i się uśmiechnął. Śmiał się do siebie ze swojej głupoty.
Teraz spojrzenia wszystkich zwróciły się do ostatniego osobnika. Ten nic nie mówił, cały czas był cicho jakby nie istniał, albo cała reszta nie istniała.
- No dalej jesteś ostatni teraz my posłuchamy.
Rzucił do niego David.
Powiernik tylko spojrzał na niego potem na cała resztę. Poprawił prawą rękawiczkę i nic nie powiedział.
Lekko to poirytowało resztę.
- Ej głuchyś?
Zapytała Ira lekko zdenerwowana tym że ich olewa.
On jednak tylko spojrzał na nią a potem poprawił druga rękawiczkę.
- Kurde mów że coś...
Zaczął Morti ale ten za chwilę mu przeszkodził jakby nagle słowa byłego księdza od kluczyły jego niewidzialną kłódkę na ustach.
- Nie ma o czym.
Odparł jakby smutnym głosem. Potem zamknął oczy.
- Nie pytajcie więcej co się stało? Nie wiem tego. A jeśli chodzi o imię to Arashi Uchida.
Dodał po czym spojrzał na stół. Jason spojrzał na niego i potem na resztę.
Wszyscy lekko otępiali. Jak mógł nie wiedzieć co się zdarzyło w przeszłości. To było dziwne nie z tego świata jednak nikt nie próbował dociekać co się działo w jego przeszłości skoro on nie chciał.
Śmierć klasnął w ręce.
- No skoro wiecie już nieco o sobie to ja wam powiem co będziecie robić.
Rzucił do niech po czym przed każdym z nich pojawiła się jakby znikąd maska. Rodzeństwo miało pękniętą na pół. Jednak nie pytało dlaczego samo się domyślało.
Każdy złapał za maskę i oglądał ją.
- Po co nam te maski?
Zapytał David lekko zmieszany tak jak i reszta.
Jason spojrzał na niego.
- Te maski to wasze radary oraz klucze do odblokowania waszej mocy powiernika. Gdy znajdziecie się blisko waszego celu będą świecić i wydawać dziwne dźwięki. To będzie znak że czas zacząć pracę. Wtedy zakładacie maskę.
Oznajmił po czym dalej kontynuował.
- Ale jak mielibyście walczyć bez broni.
Dokończył.
- Dobra to też dostaniemy od ciebie?
Zadał pytanie Gabriel.
Śmierć przecząco pokiwał głową.
- Nie ją dostaniecie od człowieka o imieniu Stark. Żyje na ziemi tam pobierzecie broń i jedno ze zwierząt.
Odparł na jego pytanie. Miny powierników znów wykrzywił grymas zdziwienia.
- Zwierząt jakich zwierząt?
Myśleli sobie po czym wszyscy wpatrywali się w Jasona.
Ten tylko się uśmiechnął.
- W walce będziecie używać broni białej, palnej i specjalnych atutów zwierząt które będą waszymi pupilami.
Powiedział do nich.
- Sami tez rozwiniecie osobiste moce ale na to jeszcze przyjdzie czas.
Dodał po czym spojrzał na wszystkich.
- A jak będziemy się komunikować?
Zadała pytanie Adachi.
Jason popatrzał na nią.
- Dobre pytanie. W tym celu posłużą wam lustra. Wystarczy że pukniecie kilka razy w nie i wypowiecie imię osoby z którą chcecie rozmawiać.
Powiedział do dziewczynki oraz potem spojrzał na resztę.
- Jeszcze jakieś pytania?
Powiedział do zgromadzonych ale nie usłyszał nic. Widocznie wszystko już wiedzieli albo nie mieli jakiś ważnych pytań.
- Dobrze więc. Spakujcie się w swoich pokojach. Potem spotkamy się w głownym holu tam wrócicie do domu.
Powiedział po czym wstał i począł iść w stronę drzwi.
-Eee Jason poczekaj.
Rzuciła w jego stronę Morgana.
- Później pogadamy o tym.
Odwzajemnił jej spojrzenie po czym pociągnął za klamkę by drzwi stanęły otworem. Sam natomiast wyszedł.
- Walterze pokaż im co i jak.
Rozkazał lokajowi.
- Tak jest panie.
Odparł mu po czym spojrzał na powierników.
- Czas iść.
Tylko rzucił po czym wszyscy zaczęli się zbierać. Jeden po drugim wyszli powoli a ostatni zamknął drzwi za sobą.

-------------------------------------------------------------------------------

Gdy wszyscy już się popakowali przyszli do głównego holu. był on zaokrąglony z kilkoma białymi kolumnami. Były tam też drzwi duże drewniane drzwi.
- Jesteście to dobrze.
Powiedział Jason potem podszedł do drzwi i otworzył je.
Do środka wlał się jasny oślepiający snop światła. Nie gasnął nawet na chwilę.
Wszyscy powiernicy zostali prawie natychmiast oślepieni.
- To jest wasza brama. Wchodźcie i znikajcie na ziemię.
Powiedział szybko i bez emocji Jason.
Wszyscy poczęli iść niepewnie w światło aby zaraz za drzwiami znikać w snopach białawego, jasnego i lśniącego światła.
Ostatnia była Morgana jednak ona tylko się odwróciła w stronę Jasona. Światło jej nie oślepiała.
- Co zrobiłeś Davidowi?
Zapytała otwarcie. Nie miała czasu ani chęci na ceregiele.
Jason lekko się uśmiechnął.
- O co ci chodzi?
Zadał głupio pytanie.
Morgana poczuła że zadrwił sobie z niej była lekko wkurzona ale nie miała ochoty na walkę z reszta i tak by nic to nie dało.
- Jak to o czym. David nie pamięta rodziny jak to się stało?
Zadała pytanie ponownie. Potem stałą i czekała na odpowiedź.
Śmierć lekko się zaśmiał.
- Spostrzegawcza jesteś. Ale nic ci to nie da. David podczas rytuału stracił trochę pamięci. Przeszkadzała mu.
Odparł spokojnie i zmroził spojrzeniem Morganę. Ta jednak nie przejmowała się tym.
- Draniu odebrałeś mu to co kochał.
Powiedział do niego zdenerwowana. Zaciskała pięści i zęby.
- Tak ale uważałem że tak trzeba było. A teraz już idź.
Tylko odparł po czym lekko ja popchnął w stronę drzwi. Morgana zachwiała się i wpadła do środka w strugi światła.
- Drań...
Syknęła tylko.
Jason tylko pomachał i zamknął za nią drzwi.

--------------------------------------------------------------------------------

Morgana ostatnia pojawiła się na ulicy wielkiego miasta. Było one zasnute gęstą mleczną mgłą. Tak jak cała reszta stałą w jakimś zaułku. Spojrzała na towarzyszy potem na ulicę która otwierała się przed nimi.
- Będziemy tak tu stać?
Powiedziała po czym wyszła z zaułka jako pierwsza. Za nią poszło niepewnie rodzeństwo i potem całą reszta.
Ku ich zdumieniu ukazała się ruchliwa ulica pełna samochodów, ludzi oraz zwierząt. Wszędzie dało się słuchać gwar już chylącego się ku snu miasta.
- Ale gdzie my jesteśmy?
Zadał pytanie Gabriel.
- Ja chyba wiem.
Powiedział Mortimer i wtedy usłyszeli dźwięk dzwona. Z ilości uderzeń można było wysnuć że była już godzina 19.
- To Londyn.
Dokończył powiernik. Potem tylko stał tak dalej.
- Dobra nie ma co stać. Musimy się ruszyć do tego Starka.
Powiedział Alex potem zrobił jeden krok ale zatrzymał go Arashi.
- A wiesz gdzie to jest? Tego śmierć nam nie powiedział.
Rzucił do chłopaka. Faktycznie nikt z nich nie wiedział gdzie jest sklep tego Starka.
Wszyscy stali tylko i nic nie mówili.
Miasto ich nie tyle co przerażało ale już długo w nim nie byli. Musieli na nowo poczuć smród kominów fabrycznych, hałas jeżdżących tu i ówdzie samochodów no i znów musieli ścierpieć obecność ludzi. To była wielka zmiana.
W pewnym momencie coś poczęło dzwonić w torbie Alexa. Potem wydobył się z niej głos.
- Ej...jesteście tam?
Głos był znany. To był głos Jasona.
Alex lekko otworzył torbę i sięgnął po lustro. Wyjął je i ustawił tak żeby wszyscy widzieli śmierć.
- A jesteście. Dobrze. Zapomniałem wam powiedzieć gdzie jest sklep Starka. Zaraz podam wam mapę.
Powiedział po czym wszyscy tylko czekali na to. Już za chwilę mieli otrzymać współrzędne swojego następnego celu. Ich wspólnego celu.

Koniec rozdziału 1


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hadriel
Wojownik


Dołączył: 10 Gru 2008
Posty: 717
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:05, 01 Cze 2010    Temat postu:

Nie łączcie plis

„7 Grzechów Głównych"

Rozdział 2

Śmierć zniknął w lusterku by za chwilę zamiast niego pojawił się ciąg jakiś dróg na szkle. Były tam też punkciki białe oraz całą masa czerwonych.
- Co do u licha?
Zapytała się Morgana która ukradkiem spojrzała na lusterko. Nie usłyszała jednak odpowiedzi nikt bowiem nie wiedział co miało to oznaczać.
- Czerwone..
Zaczął wydobywać się dźwięk z małej rzeczy.
-...oznaczają normalnych ludzi, białe punkciki to wy. Te ciągi dróg to orientacyjne drogi w mieście.
Wytłumaczył znajomy wszystkim głos Jasona wydobywający się z przedmiotu.
Cała ósemka stała patrząc się przez chwile na lusterko. Nagle zapikał niebieski punkcik.
- A co to?
Zadał pytanie Gabriel stojący nieco na uboczu.
Śmierć tylko westchnął.
- Ten punkcik to wasz cel. Miłej podroży.
Rzucił do nich i zamilkł. Potem nic już nie było słychać.
Wszyscy popatrzali po sobie po czym David jako pierwszy ruszył lecz potem tylko się odwrócił w stronę chłopaka który trzymał lusterko.
- Alex idziemy za tobą. Masz mapę prowadź.
Rzucił w jego stronę uśmiechnięty David. Alex tylko popatrzał i pokiwał głową. Po sekundzie zaczął stawiać kroki i rozpoczął pochód. Reszta szła za nim.
Londyn był cały pokryty złowrogą i nienawistną mgłą. Jakby jakiś potężny potwór chuchał na miasto swoim mroźnych oddechem tylko że ten nie zamrażał a ograniczył widoczność. Adachi trzymała się blisko Alexa. Reszta szła spokojnym i miarowym krokiem nie za szybko bo nie widzieli za dużo przed sobą.
W środku szli Mortimer i Morgana którzy nie byli za bardzo rozmowni. Mortimer był zamyślony a Morgana rozglądała się na wszystkie możliwe strony. Pierwszy raz z resztą nie tylko ona była w Londynie. Pomiędzy Rodzeństwem a dwójką szedł David a na szarym końcu szli Arashi, Ira i Gabriel.
Gabriel po prawej a Arashi po lewej, Ira szła w środku. Dziewczyna co jakiś czas spoglądała na Arashiego. Gabriel nie odzywał się nie chciało mu się nic mówić myślał tylko o tym jak zacząć pracę.
W pewnym momencie Arashi spostrzegł że Ira się na niego gapi.
- Coś nie tak?
Zadał pytanie. Ira i reszta jakby drgnęli. Słowa Arashiego przerwały długa niezręczną ciszę jaka trwałą od początku drogi do sklepu Starka.
Ira na dodatek się lekko zmieszała. Zaczęła gorączkowo myśleć co mówić. Arashi był dziwny miał kamienną twarz jakby bez emocji, trudno było z niej coś wyczytać. Gdyby postawić go obok Jasona mogliby być braćmi.
- Ee...no tego...
Zaczęła mówić. Język się jej plątał. Całkiem nie wiedziała po co się na niego gapi była nim chyba zainteresowana, ciekawa jego przeszłości.
Przypomniała sobie przecież że on jako jedyny tylko się przedstawił nic nie powiedział o przeszłości, żadnych konkretów nic, zero.
- Pytaj jeśli chcesz.
Odparł spokojnie w stronę wyglądającej jak kartka papieru dziewczyny. Może to przez mgłę tak wyglądała ale tylko może.
Ira lekko przegryzła wargi. Reszta zajęła się sobą ale też nadstawiła uszu po za Alexem który nadzorował pochód.
- No chodzi o twoją przeszłość. Wybacz mi ale jestem za ciekawska.
Powiedziała szybko jakby coś połykała. Potem tylko zamknęła oczy jakby się bała jakiejś bestii która czai się za rogiem gotowa ją zabić.
Arashi westchnął a potem się lekko uśmiechnął.
- Ira nie zamykaj oczu bo w coś wyrżniesz.
Powiedział serdecznie do powierniczki potem tylko złapał się za głowę.
- Żebym tylko mógł sobie przypomnieć.
Pomyślał. Potem jego twarz przybrała formę jakby posmutniałej ale i bardzo zafrasowanej. Trudno było coś odczytać.
Ira spojrzała i zaczęła siebie karać w myślach za to że spytała. Reszta była ciekawa co odpowie ale nic nie mówili. Alex dalej szedł z przodu.
- Wiesz, to co powiedziałem było prawdą. Zapomniałem całkowicie swoją przeszłość.
Odparł do Iry ale wiedział że reszta też pewnie nadstawia uszu. Morgana lekko się wzdrygła ale tak żeby nie dać po sobie czegoś poznać.
- On też, zatłukę Jasona.
Pomyślała sobie po czym dalej wróciła do oglądania i podziwiania Londynu.
Ira lekko zdębiała.
- Jak to, nic nie pamięta? Niemożliwe.
Mówiła sobie w myślach.
- Ze mną odzyskasz pamięć. Obiecuje ci to.
Dodała również w myślach po czym położyła dłoń gdzieś w okolicach serca.
Arashi tylko spojrzał ale zignorował jej gest.
Szli tak jakiś czas.
- Jest to tu.
Powiedział do grupy Alex. Wszyscy się rozradowali w końcu byli u celu.
Budynek nie był okazały. Nie wiele większy od innych kamienic z tym że ten był pomalowany na czerwono. Chociaż słowo pomalowany było za mocnym słowem. Farba już prawie całkiem odpadła. Stare brązowe drzwi miały chyba ze 100 lat a stary świecący szyld z napisem "Sklep Starka" obciekał czymś co można przyrównać do ektoplazmy czy jakiejś śliny.
- Boże, jaki tu burdel.
Powiedziała Morgana lekko zniesmaczona tym widokiem. Z resztą chyba nie tylko ona.
Wszyscy z niechęcią poczęli wchodzić do środka wcześniej otwierając skrzypiące drzwi.

--------------------------------------------------------------------------------------

Środek był już o wiele lepszy. Nie był taki ob skórny ale i tak był po wielu przejściach. Ściany lekko popękany w niektórych miejscach, zaśniedziały wiatrak który ledwo się kręcił, okna które nie były czyszczone od jakiś 2 lat o ile nie więcej to tylko część niesmaku i bezguścia jakie panowało w sklepie. Tylko lada i sofa były w miarę w porządku.
Mortimer najszybciej podszedł do lady. Dzwonek zamieszczony na ladzie zadzwonił.
Zaczęli słyszeć jakieś odgłosy.
- Idę idę.
Rzucił jakiś zachrypnięty głos.
Gdy użytkownik głosu wyszedł zza rogu wszyscy byli lekko zdziwieni.
Stark nie był ubrany jak normalny sprzedawca. Miał na sobie czarne sztruksy oraz czerwoną w białe paski krótką koszulę. Był przystrzyżony oraz ogolony oraz pachniało od niego drogimi perfumami.
- W czym mogę służyć?
Zadał pytanie, czekając na odpowiedź. Długo nic nie usłyszał po w mniemaniu powierników Stark miał być podobny w jakimś stopniu do tego co widzieli wcześniej czyli jego całego sklepu.
Morti położył ręce na ladzie.
- Jesteśmy od Jasona.
Powiedział spokojnym tonem. Stark lekko pogłaskał się po brodzie. Przeanalizował słowa rosłego księdza.
- A tak. Mówił mi coś o 8 osobach. Chodźcie.
Powiedział rozkazująco po czym otworzył ladę i przesunął regał. Przed nimi ukazał się cały pokój pełen różnego rodzaju broni palnej oraz katan. Każdy możliwy bandzior gdyby to zobaczył oniemiałby z wrażenia a policja miała by dużo do spisania gdyby nagle tu wtargnęła.
- Wybierajcie każdy po jednej sztuce. Jedna katana i jedna broń biała.
Powiedział ostrzegawczo po czym poszedł do drugiego pokoju. Zanim jednak wyszedł z niego na chwilę się zatrzymał.
- Aha i nie kraść.
Dodał i jadowicie się uśmiechnął potem pomaszerował dalej. Wszyscy byli bardzo przejęci a zwłaszcza Gabriel.
Podbiegł do gabloty.
- SMG, Desert, Stinger...ja cię kręcę.
Powiedział wyraźnie zainteresowany każdym możliwym modelem.
- A ty co fanatyk?
Zapytał całkiem normalnie David.
- Kiedyś byłem kolekcjonerem. Byłem fanem broni palnej. Ale po śmierci na nic już mi się nie przyda.
Odparł do Davida który zamilkł. Reszta też nic nie mówiła. Nie wszyscy jeszcze mogli się pogodzić albo raczej uwierzyć w to co się stało. Był to dla nich sen który mógł się skończyć okazałby się wtedy głupim żartem.
Każdy podszedł i wybrał swoją broń. Ci którzy nie wiedzieli jaką wybrać albo brali na łeb na szyje albo pytali się o radę Gabriela. Każdy wziął też kataną. Gdy już wszyscy uporali się z całym możliwym bojowym ekwipunkiem czekali na Starka. Ten długo się nie zjawiał.
- Co jest my już gotowi a on co sobie myśli.
Rzuciła zniecierpliwiona Ira.
- Spokojnie przyjdzie.
Uspokajał Morti. Potem tylko czekał jak reszta. Dało się słyszeć jakieś kroki. Pojedynczy stukot przeistoczył się w prawdziwy chód. Ale był tam jeszcze jakiś chód. Nie ludzki ale dziwny jakby stukot pazurów o ziemię.
- Co to?
Zadała pytanie Adachi.
Alex wzruszył ramionami reszta też tylko wyczekiwała uważnie obserwując co może wyjść z cienia.
Było coraz bardziej słychać szuranie i po chwili ku ich zdumieniu z ciemności wyszedł pies. Był to golden o barwie złotej.
Ten szybko zaczął skakać po już spokojnych powiernikach.
- Psina!
Niemal że pisnęła Adachi. Czworonóg polizał ją po nosie a potem szedł dalej. Nagle jednak usiadł i zaczął się przyglądać Mortiemu. Ksiądz też na niego popatrzał.
Pies powoli podszedł do niego po czym usiadł obok niego i popatrzał na niego szturchając rękę.
- Chcesz być mój?
Zadał pytanie patrząc na innych. Pies tylko szczeknął i wywalił język na wierzch. To było potwierdzenie, Morti miał psa.
- Ej a co z nami?
Zapytała lekko rozczarowana Adachi.
Stark wmaszerował jak wystrzelony z procy.
- A tu jest. I widzę że już ma pana. Dobra.
Powiedział lekko zdyszany. Potem tylko się wyprostował.
- Każdy będzie miał zwierzę. Wybierajcie, ups...one wybiorą was.
Powiedział i rozchylił ręce. Jakby z samego Starka wyszła masa zwierząt od kota, szczura i kobry przez łasice na pająku i skorpionie kończąc.
Każde z poszczególnych zwierząt najpierw obeszła wszystkich po za Mortim.
Kot trafił się Arashiemu. Był cały czarny po za białymi skarpetkami i brzuszkiem.
Adachi tylko lekko zawiedziona popatrzała na Arashiego który był szczęściarzem. Kot natychmiast znalazł się w ramionach Arashiego. Biała jak mleko kobra powoli wlazła na po ciele Iry i owinęła się na jej szyi.
- Milutka kobra.
Powiedziała lekko wystraszona. Mały szybki pająk wszedł na ramię Davidowi. Ten się lekko wzdrygnął ale potem zdziwiony popatrzał na zwierze które jakby się tuliło.
- Dziwne.
Zaśmiał się w sobie.
Szczur piszczał i piszczał latał trochę czasu ale ostatecznie to Gabriel stał się jego celem. Zwierze koloru brązowego zagościło w jego ciepłej kieszeni zwijając się w kulkę.
Powiernik tylko się uśmiechnął.
Dwie łasiczki prawie natychmiast wystrzeliły do Alexa i Adachi. oboje tylko się zaśmiali i byli zadowoleni z takich czarujących białych zwierząt.
Ostatni był skorpion który leniwie się wspiął na Morgane. Ta chciała go strzepać z siebie ale ostatecznie się powstrzymała.
- To moje zwierze nic mi nie zrobi.
Tłumaczyła sobie uspokajając siebie. Skorpion tylko tak siedział na ramieniu a Morgana odetchnęła.
Stark tylko się uśmiechnął. Spojrzał na wszystkich.
- A właśnie.
Podszedł do rodzeństwa i złapał za ich katany.
- Dla was mam coś innego.
Powiedział i zniknął w cieniu. Teraz był tam jednak najwyżej 2 min.
Przyszedł z dwoma futerałami czerwonej barwy.
Adachi i Alex lekko się zdziwili po czym otworzyli futerały.
W każdym leżał sztylet. Był bardzo stylowy i ładny, pozłacany.
- A czemu...
Zaczął Alex ale Stark zaraz odpowiedział.
- Powiernicy grzechu Brak Umiaru zawsze dostali sztylety. Bo jest was dwóch. W połączeniu będą lepsza bronią niż katana.
Wytłumaczył po czym stanął. Teraz powiernicy byli już w pełni uzbrojeni i przystosowani do pełnienia swojej funkcji.
- No, idźcie na łowy. Jakby co wypatrujcie czarnych kruków.
Powiedział do nich. Nie wiele z tego rozumieli ale nikt nie pytał o co chodzi.
Powoli wychodzili z pomieszczenia aby na końcu pożegnani przez Starka wyjść całkowicie z obrębu sklepu.
- I co teraz?
Zadał pytanie Gabriel.
- Czekamy na kruka. Aha i moja sugestia marnym pomysłem byłoby iść oddzielnie. Trzymajmy się w zespołach dwuosobowych.
Powiedział Mortimer. Nie można było się nie zgodzić, buszowanie w pojedynkę w nieznanym miejscu było głupotą.
- Dobra ja idę z Gabrielem.
Powiedział David. Gabriel tylko skinął głowę.
- To ja idę z Mortim.
Oznajmiła Morgana po czym zwróciła się do Iry i Arashiego.
- A wy?
Zadała pytanie.
Ira lekko poczerwieniała, Arashi natomiast powiedział.
- Jak najbardziej idę z Irą.
Odparł po czym uśmiechnął się do niej od jakiegoś czasu.
- My pójdziemy razem.
Oznajmił Alex i popatrzał na Adachi.
I tak każdy z nich poszedł w swoją stronę, dwójkami ku nieznanym przygodom powierników.

Koniec Rozdziału 2


Miłego czytania


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GOTHIC WEB SITE Strona Główna -> Twórczość własna użytkowników Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin